Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Nazajutrz o godzinie dziewiątej rano, ksiądz d’Areynes udał się do Arcybiskupiego pałacu. Dostojny Arcypasterz na niego już oczekiwał i w kilka minut później jechali oba kareta do Nuncyatury.
Ziściło się to, co przewidział Arcybiskup Darboy. Członkowie ciała dyplomatycznego postanowili wysłać poselstwo do króla Wilhelma, zadając, w razie gdyby nastąpiło oblężenie Paryża, udzielenia wolnego przejazdu, dla kurjerów wiozących depesze do mocarstw zagranicznych.
[ 77 ] Pomieniony adres, miał zostać doręczony hrabiemu Bismarckowi i przedstawiony następnie przezeń królowi Pruskiemu. Odpowiedź nadejść miała w osiem dni później, pod adresem Amerykańskiego jenerała Burnsid’e, który miał udać się po nią w oznaczone miejsce przednich Pruskich straży.
Nuncjusz Papiezki przyjął na siebie obowiązek przesłania pomienionego adresu, który będąc nakreślonym jasno i treściwie, niemógł dostarczyć powodu do żadnych sporów.
Na wstawiennictwo Arcybiskupa Paryża, Nuncjusz powierzył to poselstwo księdzu Raulowi d’Areynes, który po otrzymaniu ważnego tyle dokumentu, wrócił z pośpiechem do swego mieszkania.
— I cóż? — zawołał oczekujący na niego niecierpliwie Rajmund.
— Jedziemy! odrzekł wikary.
— Kiedy?
— Natychmiast! Bogu chwała! Tak prędkie załatwienie sprawy, jest dla nas dobrą wróżbą.
Zaopatrzywszy się w zapasy zimnego mięsiwa, i kilka butelek wina, ksiądz Raul wraz z wiernym sługą hrabiego Emanuela, udali się na stacyę Wschodniej drogi żelaznej.
Oprócz adresu od ciała dyplomatycznego, wikary otrzymał jeszcze od Nuncjusza kartę wolnego przejścia, wydaną na jego imię od Zarządu Obrony Narodowej, i list, mogący mu ułatwić widzenie się z hrabią Bismarckiem. Poselstwo, bilet wolnego przejścia i list, umieszczone zostały w portfelu zawierającym znaczniejszą sumę pieniędzy, na wypadek nieprzewidzianych okoliczności, jakie by spotkać mogły obu wybierających się w podróż, tak bowiem młody kapłan, jako i Rajmund Schloss, nie uwodzili się złudzeniami. Przewidywali oni liczne przeszkody, jakie będą tamowały im drogę, a pierwsza z tychże miała ich spotkać na stacyi Wschodniej drogi żelaznej, jaką znaleźli zapełnioną żołnierzami różnych oddziałów z materyałami artyleryj.
Tegoż samego dnia rano, obecność wojsk nieprzyjacielskich została sygnalizowaną w Meaux.
Zażądawszy widzenia się z naczelnikiem stacyi ksiądz Raul został bezzwłocznie wprowadzonym do jego biura, gdzie [ 78 ]przedstawił mu powody, znaglające go do jaknajrychlejszego udania się na linje pruskie.
Zawiadujący stacją, nie mógł nic własnowolnie uczynić wypadki bowiem zrządziły, że władze wojskowe zastępowały jego miejsce, rzekł przeto do księdza d’Areynes:
— Pociąg wojskowy, złożony z kilku wagonów, wyruszy wkrótce do Meaux, wioząc oficerów. Jedyny sposób jaki ci pozostaje, księże wikary, jest, abyś korzystał z tego pociągu, na to jednak trzeba mieć upoważnienie komendanta.
— Będę je miał — zawołał ksiądz Raul.
Zaprowadzony następnie do zarządzającego obecnie służbą kolejową majora, ksiądz d’Areynes przedstawił bilet wolnego przejazdu, powiadamiając go o misyj sobie poruczonej.
Wachanie nie mogło mieć miejsca.
Major upoważnił obu podróżnych do zajęcia przedziału w jednym z wagonów, dążących na rekonesans ku linii Wschodniej.
Zaledwie usiąść zdołali, pociąg wyruszył, pędząc całą siłą pary. Francuscy oficerowie na wszystkich stacyach mieli polecone sobie zebranie wiadomości, i niepowracanie dopóki nie spostrzegą pruskich uniformów.
Od dwóch godzin służba telegraficzna w Esbly gorliwie pracowała, donosząc że od wczoraj nieprzyjaciel nie ukazał się w tej stronie. Zatrzymał się w Meaux. Czy jednak nie ponowi swojego marszu, nikt tego wiedzieć niemógł.
W Gagny, pociąg przystanął wreszcie... Dobiegał tu huk wystrzałów karabinowych. Urzędnikom telegrafu przecięto komunikację, nieprzyjaciel przygotowywał się do uderzenia na Paryż.
Armia niemiecka marsz rozpoczęła, miażdżąc zastępujące jej drogę szczątki pułków francuskich, w celu obronienia kolei żelaznej.
Pociąg wiozący księdza Areynes i Rajmunda przystanął. Oba nasi podróżni wysiedli z pośpiechem.
— Zatrzymam się tu — rzekł młody kapłan do naczelnika stacyi — ponieważ muszę się widzieć z którymkolwiek bądź z niemieckich oficerów.
Odgłosy wystrzałów zbliżały się coraz bardziej. Widać było zdała obroty pruskich czerwonych pantalonów, na polach wiosek i leśnych polankach.
[ 79 ] Przybyły pociąg — cofnął się wstecz.
Dwaj nasi podróżni przeszedłszy w poprzek drogę żelazną weszli do stacyjnego biura, gdzie zastano tylko urzędnika. Był to naczelnik stacyi, dawny wojskowy, dekorowany.—
— Ach! — wołał, witając wchodzących — umrę, księże wikary, zginę... zamordowany przez tych rozbójników, ale nie cofnę się przed nimi!
I usiadłszy przed aparatem telegraficznym wysłał do Paryża alarmującą depeszę w tych słowach:
„Prusacy tu Gagny“.
Zaledwie spełnił bolesny ten obowiązek dał się słyszeć huk głuchy, podobny do oddalonego grzmotu.
Oddział pruskich ułanów pędził konno ku stacyi z lancami w rękach.
— Ach! mój karabin!... mój karabin! — wołał Rajmund z wściekłością.
Ksiądz Raul chwycił go za ramię.
— Ani słowa!.. — rzekł — ani jednego poruszenia! Pomyśl, że mamy przybyć jaknajprędzej do Fenestranges.
Wyrazy te uspokoiły zapał nadleśnego. Milczał.
Ułani otoczyli stacyjny budynek, nie broniony przez nikogo. Dowodzący niemi oficer, zsiadłszy z koni, wpadł z hałasem wpadł do biura, gdzie znajdował się zawiadowca, oraz wikary z Rajmundem.
— Czy chcesz pan pełnić nadal służbę? — zapytał naczelnika czystą francuzczyzną.
— Nie — odrzekł tenże, blady jak posąg, lecz niewzruszenie spokojny — Ustępuję przed siłą, lecz niepozwolę wam dotknąć tu czegokolwiek!
I, pochwyciwszy młotek, leżący obok siebie, rozbił nim na szczątki aparat telegraficzny.
— Ha! drogo mi to przypłacisz! — zawołał groźnie pruski oficer. — I wydał rozkaz po niemiecku tym razem.
Dwunastu ułanów wbiegło z rewolwerami w rękach, pozostawiwszy lance zatknięte za siodła.
— Skrępować tego człowieka! — rozkazał dowódca pruskich ułanów, i przykuć do ściany.
Pochwyciwszy nieszczęśliwego, wywlekli go z biura.
Przez okno na wpół otwarte, wikary z Rajmundem wi[ 80 ]dzieli, jak ułani, przypchnąwszy więźnia do ściany, przykuli go do niej, poczem cofnęli się o kilka kroków wstecz.
Zguba Prusakom! Niech żyje Francja! — zawołał naczelnik stacyi, z wniesionem w górę czołem.
Zaledwie przebrzmiał ten jego okrzyk, sześć strzałów na raz zagrzmiało i nieszczęśliwy upadł na ziemię z piersią przebitą kulami pruskiemi.
Wikary z Rajmundem ścisnęli się za ręce, do łez rozrzewnieni. Ksiądz Raul przyklęknął, szepcząc cicho modlitwy za zmarłych. Jednocześnie łoskot połączony z drganiem, dał się słyszeć na drodze żelaznej. Pociąg biegnący z Lagny wbiegł na stacyę, wioząc pułk bawarskiej piechoty. W oka mgnieniu pozycya została osadzoną wojskowemi, a ów dowódca ułanów dosiadłszy konia, wyruszył na czele swego oddziału ku następnej stacyi, kierując się w stronę Paryża.
Ksiądz d’Areynes z Rajmundem Schloss byli obecni temu zaborowi, spełnionemu z oszałamiającą szybkością.
Do chwili tej nikt nie zwrócił na nich uwagi, aż wreszcie kapitan przybyłego świeżo bawarskiego pułku zbliżył się do księdza Raula.
— Co panowie tutaj robicie? zagadnął.
Ksiądz d’Areynes w miejsce odpowiedzi, wyjął z portfelu poselstwo przeznaczone dla króla Pruskiego i wraz listem, adresowanym do Żelaznego Kanclerza, pokazał je kapitanowi.
Powierzono mi missyą nader ważną, jak pan widzisz do hrabiego Bismarcka — zaczął wikary, podczas gdy prusak przeglądał z uwagą napisy i pieczęcie. Mam to doręczyć jak najprędzej. W kopercie tej znajduje się adres wszystkich członków ciała dyplomatycznego, rezydujących w Paryżu. Racz mnie pan przeto powiadomić, gdzie się znajduje główna królewska kwatera i ułatwić mi wstęp do niej.
Nie odpowiadając na słowa kapłana, kapitan wskazał ręka na Rajmunda.
— A ten kto jest?-zapytał.
Mój towarzysz... mój sługa.
Bawarczyk zmierzył Schlossa nieufnem spojrzeniem stop do głowy, poczem skinął na jednego z poruczników, znajdujących się w pobliżu.
[ 81 ] — Zaprowadzić tych dwóch francuzów do jenerała, rozkazał.
— Proszę za mną — odrzekł oficer, wiodąc za sobą księdza d’Areynes z Rajmundem.
Przyprowadzony przed komendanta wojsk, zbierających się w Gagny, wikary musiał na nowo tłumaczyć powody swojej tu obecności, oraz szczegóły powierzonej sobie missyi.
— Główna kwatera nasza jest w Méaux odparł sucho jenerał — tam znajdziesz pan jego Ekscelencye hrabiego Bismarcka i naszego najdostojniejszego monarchę króla Wilhelma.
— Ale — zapytał wikary-ze względu na ważność missyi jaką mi powierzono, czy nie mógł byś pan dostarczyć mi sposobów jak najprędszego przybycia do Meaux?
— Możesz pan udać się tam pociągiem, który nas tu przywiózł i powraca do Meauxpo nowe pułki, ku czemu wydam stosowne rozkazy.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |