Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— Tak, on, Serwacy Duplat! we własnej swojej osobie— rzekł łotr, nadymając się z duma obszyty złotem od stóp do głowy, to uderza w oczy, nieprawdaz? Ty nie miałeś takiego szyku, obywatelu, gdyś żył w skórze kapitana?
Poznawszy swojego niegdyś podkomendnego, Gilbert drgnął zatrwożony. Uczuł jakąś wewnętrzną obawę, zdawało mu się, że ta niespodziewana wizyta nieszczęście nań sprowadzi [ 153 ] Nie dziwna!... wszakże on lepiej znał tego nicponia, niż ktokolwiek bądź inny, wiedział co był wart ów błazen, z którym wespół popełnił kradzież pieniędzy z kasy swojego oddziału. Znał obok tego dziką nienawiść Duplat’a do księży, słyszał o postrachu jaki rozsiewał bandyta w całym okręgu, odkąd zajął to wyższe stanowisko. Owóż obecność jego w mieszkaniu i to w chwili, gdy się tam znajdował ksiądz d’Areynes, przedstawiała w rzeczy samej groźne następstwo. Gdyby się bowiem oba z sobą spotkali, coby nastąpiło?
— Można wejść? pytał obecny kapitan Kommunistów, popychając nogą drzwi na wpół otwarte.
— Ale bo widzisz... ja jestem mocno zajęty — wymruknął Rollin.
— Zajęty? ba! ba! Nie pleć głupstw do djabła! Zresztą, mam tylko kilka słów do powiedzenia, a upewniam, że to rzecz ważna!
Niepozwolić wejść przybyłemu, zostawić go na wschodach, byłoby to tyle, co obudzić w nim podejrzenie. Należałoby się tłumaczyć w takim razie, a kto wie czyliby ów nędznik nie popadł natenczas w wściekłość, jak to było jego zwyczajem, gdy rzeczy nie szły według jego woli. Wszcząłby wtedy hałas, a ten sprowadził by z drugiego pokoju księdza d’Areynes.
— Wejdź! — odpowiedział więc Gilbert, dozwalając przejść Serwacemu, poczem zamknął drzwi za nim.
Duplat, doskonale zauważył widoczne wahanie się swego dawnego dowódzcy i jego niechęć w przyjęciu siebie. Rzucił badawczym wrokiem w około.
— Niema twej żony?-zapytał.
— Jest w swoim pokoju.
— Wydała malca na świat?
— Nie jeszcze, ale to wkrótce nastąpi.
— Pomówiemy więc z sobą, choć jestem przekonany, że ta rozmowa nie sprawi ci przyjemności, mój eks-kolego!
— Mówiłem ci, że jestem bardzo zajętym.
— Słyszałem! i będę się starał mówić po dwa słowa na raz. A zatem...
Tu usiadł na krześle wierzchem, jak na koniu, naprzeciw stojącego przed sobą Gilberta, wstrząsanego obawą, by [ 154 ]za lada chwilę ksiądz Raul nieukazał się we drzwiach przyległego pokoju.
Henryka, poznawszy głos Duplat’a, szepnęła nachylając się do wikarego:
— Milczenie!...
Znając dobrze tego łotra, wiedziała, że zdolnym był do najnikczemniejszych czynów.
— Mówże, o cóż chodzi? — wołał Gilbert niecierpliwie.
— Chodzi, mój stary, o przy pasanie szabli do boku — odrzekł kapitan kommunistów.
— O przypasanie szabli? — powtórzył mąż Henryki, wpatrując się w mówiącego.
— Nie inaczej i o dodanie do twego munduru i czapki jednego lub dwóch galonów więcej, co wzbudzi ogólną zazdrość.
Gilbert zrozumiał teraz cel odwiedzin dawnego swego podwładnego. Myśląc o niebezpieczeństwie jakie mogło wyniknąć z obecności w jego domu księdza d’Areynes, nie przyszło mu ani na chwilę do głowy inne zarówno groźne, jakie mu teraz Duplat wyjawił. Należało za jaką bądź cenę uniknąć z tych dwóch groźniejszego.
— Nie rozumiem cię — odrzekł, chcąc zyskać na czasie.
— Ha! ha! na seryo mnie nie rozumiesz? — pytał Duplat z szyderczym uśmiechem,
— Upewniam cię.
— Milcz! podły blagierze! — wykrzyknął Duplat a wyznaj raczej, że ta propozycya nie uśmiecha się tobie! wszak bądź co bądź podoba ci się ona, czy niepodoba, przyjąć ją musisz. Jeżeli dobrowolnie niezechcesz podjąć na nowo swej szabli i galonów, włożą ci w łapy bagnet przemocą i trzydzieści patroli dziennie będziesz odbywał jak twoi towarzysze. Nastąpi to za lada chwilę!
Po tak kategorycznem wyjaśnieniu, Gilbert udawać już nie mógł, że nierozumie o co chodzi.
— Chcesz więc, ażebym się zaciągnął do waszych szeregów i po to tu przyszedłeś? — odrzekł.
— Nie inaczej! z dodatkiem, że to nie jest prośba, lecz nakaz. Komendant 57 bataljonu poszedł na Wersal z oddziałem. Jeżeli go pochwycą, sprawa jasna co będzie. [ 155 ]A ponieważ znają cię w bataljonie, jako dobry materyał, chcą ciebie obrać komendantem. Przyznam, że gorąco popierałem twą sprawę i wszyscy zgodziliśmy się jednomyślnie na ten wybór, kapitanie! Każ więc szyć sobie dziś w wieczór galony, a jutro z rana obejmiesz dowództwo bataljonu i poprowadzisz go do przedmieścia Passy, gdzie będziesz miał sposobność do przebicia kulą nie jednej podszewki i kilkunastu czerwonych pantalonów.
Położenie Gilberta stawało się fatalnem. Niepodobna mu było szukać wybiegów. Trzeba było natychmiast odmówić, lub przyjąć.
Nie zważając na mogący wybuchnąć gniew Duplat’a, powziął rozstrzygające postanowienie i uzbroiwszy się w odwagę:
— Nie przyjmuję! rzekł.
— Ha! ha! a dla czego? — zaśmiał Duplat.
— Dla tego, że w obecnych okolicznościach nie mogę wydalać się z domu.
— Cóż ci w tem przeszkadza?
— Zdrowie mej żony.
— Powiedz to głupiemu, a nie mnie!
Ciężkie zgryzoty i brak żywności podczas oblężenia, złamały jej siły — mówił Gilbert dalej. — Oczekuję z dnia na dzień, z godziny na godzinę, przyjścia na świat potomka, a ponieważ nie jestem o tyle bogatym, ażebym mógł utrzymywać przy Henryce służąca lub dozorczynię, odstępować jej nie mogę. Sądzę, że powinieneś to zrozumieć?
— Rozumiem i pojmuję, że to jest wymówka, ale nie powód zasługujący na uwzględnienie.
— Czyż może być ważniejszy? rzekł Rollin. — Skoro się ożenisz, jestem pewien, że w podobnych okolicznościach nie postąpiłbyś inaczej.
— Ja się ożenię? — ha! ha! ha! zaśmiał Duplat sartycznym śmiechem. — Nie!... nigdy niepopełniłbym takiego szaleństwa! Jestem kawalerem i do śmierci nim pozostanę, jak mój ojciec, dziad i pradziad. W rodzinie Duplatów wszyscy byli bezżennymi, nawet i kobiety... Ja, miałbym takie głupstwo zrobić, jakie ty zrobiłeś? Ha! ha! podobnym idjotą nie jestem, mój stary. A zatem? — dodał po chwili...
[ 156 ] — Powtarzam, że z wyż przytoczonych powodów nie mogę przyjąć twojej ofiary — rzekł Rollin.
— I nawet mi nie podziękujesz za moje starania?
— Wdzięczen za nie ci jestem!
— Wdzięczność... ha! ha! zwykła zdawkowa moneta! Dużo się mówi o wdzięczności, ale jej nie spotykamy na świecie! Mówisz, że przytoczone przez ciebie powody są ważne? To blaga!... bajki, dobre do usypiania dzieci! Tłumaczysz mi, że nie jesteś o tyle bogatym, abyś mógł opłacać służącą dla pilnowania twej żony, a odmawiasz przyjęcia żołdu dowódzcy, z którego mógłbyś zapłacić dwunastu takim dziewczętom? Ofiaruję ci stopień, jaki utorowałby tobie drogę do zajęcia wyższego stanowiska. Zwróciłem na ciebie uwagę członków centralnego Komitetu, ludzi dzielnych uczciwych, przy których mógłbyś się wzbogacić... a ty widocznie drwisz ze mnie, wymawiając się chorobą swej żony. Do miljon tysięcy dyabłów! wszakże istnieją szpitale; umieść babę w szpitalu, znajdzie tam wygody i opiekę, a ty będziesz mógł pójść z nami!
Gilbert zbladł, usta nerwowo mu drgały.
— Mówiłem ci — odrzekł — że przyjąć niemogę!
Duplat nalegał coraz natarczywiej i brutalniej.
— Powiedz do stu piorunów, że niechcesz służyć Kommunie! — zawołał — że czerwona chorągiew drażni ci nerwy! to będzie prawdą!
— Nie mówię tego-wymruknął Gilbert.
— Ale tak myślisz, to wszystko jedno! Ha! znają cię dobrze, obywatelu Rollin! Jesteś arystokratą, reakcyonista! twoi krewniacy posiadają tytuły... służą w półkach regularnych, niechcesz więc iść na Wersalczyków, których zmiażdżymy lada chwilę i oczyścimy z nich ziemię! Niechcesz przyjąć dowództwa nad naszym bataljonem, tem gorzej dla ciebie. Jeśli dobrowolnie nie weźmiesz w rękę bagnetu, będziesz zmuszonym siłą ku temu!
— Siłą? — powtórzył Gilbert.
— Tak, siłą! Posłuszeństwo, lub przykucie do ściany i kula! Z nami żartów niema! Ha! podczas oblężenia, nie byłeś tak dumnym, obywatelu Rollin, gdy zatapialiśmy ręce obadwa w płóciennym worku naszego pułku i wyskrobywali ztamtąd pieniądze. Przyjmowałeś chętnie udział na[ 157 ]tenczas w małych niedokładnościach mojego rachunku. Głos wygłodzonego twego żołądka przemawiał silniej nad twoje sumienie... sumienie z kauczuku, z którego szelki zrobićby można. Czasy się zmieniły! Gardzisz obecnie dostatnim żołdem, bo zapewne otrzymałeś worek talarów od krewnego swej żony, tego miljonera z prowincyi. Przyjdzie i nanich kolej!... cierpliwości! Skoro ukończymy z Wersalczykami, z niemi się załatwimy. Ha teraz, gdy Paryż zaopatrzonym jest w żywność i gdy się ma mięso pieczone na ruszcie, odwracamy się tyłem do towarzyszów jacy ratowali nas w ciężkich czasach od głodowej śmierci. Do ściany takich ludzi i dwanaście kul w serce!
Gilbert stał milczący, przczroczysto blady.
Mówiąc to, Duplat, głos podniósł, krzyczał prawie, a każde jego słowo dochodziło wyraźnie do Henryki i księdza Raula znajdujących się w przyległym pokoju.
Ach! cóżby nie był dał Gilbert, ażeby nakazać milczenie temu nędznikowi, którego był niegdyś wspólnikiem, nie śmiał mu wszelako przerywać, z obawy powiększenia jego wściekłości i wywołania skandalu. Korzystając z krótkiej przerwy, w której Duplat zamilkł zmęczony:
—Pozostaw mi przynajmniej czas do namysłu odrzekł,
— Niema żadnych namyślań, — krzyczał gwałtownie dawny sierżant. Decyduj się natychmiast. Tak lub „nie“ słyszysz? niech się to nie przewleka. Potrzebujemy obywateli z silną pięścią; potrzebujemy dzielnych oficerów, którzy by poprowadzili naszych ludzi do walki z Wersalczykami. Takich obywateli i oficerów rekrutujemy z pośród ludności Paryża, chcą nie chcą, iść muszą! Daję ci zatem do wyboru, szabla dowódzcy, lub prosty bagnet gwardzisty? Inaczej do ściany... i kulą!
— Mówił to, a raczej krzyczał, wygrażając brutalnie.
Gibert dobrze obliczył, że ruch Kommunistów nie mógł odnieść zwycięstwa i że prędzej czy później, stłumionym zostanie, jego więc osobisty interes bardziej po nad opinją zabraniał mu przyjmować w nim udział.
Gdy jednak niebezpieczeństwo było groźnem i natychmiastowem, trzeba było wynaleźć jakiś sposób uchronienia się odeń. Rollin chciał zatem przekonywać dalej swojego [ 158 ]przeciwnika, gdy nagle otwarły się drzwi sypialni, a w nich ukazał się ksiądz Raul, blady, lecz spokojny, wraz ze stojącą po za sobą przestraszoną Henryką.
Na widok wikarego, Gilbert uczuł, że zimny pot oblewa mu skronie. Cios, którego uniknąć pragnął, wybuchnąć miał za chwilę.
Serwacy Duplat ujrzawszy księdza, zerwał się i podskoczył wybuchając głośnym sarkastycznym śmiechem.
Ksiądz d’Areynes zbliżył się ku niemu.
— Propagujecie wolność — zaczął z powagą — uszanujcie więc ją i nie zmuszajcie nikogo groźbą i siłą do ujęcia za broń i staczania walki za waszą sprawę!
Były sierżant z wściekłością zacisnął pięści.
— Co... co? morały — wykrzyknął świszczącym głosem. Pozwalasz sobie, księże, dawać mi lekcję zachowania się? ty, którego jednym słowem mogę wtrącić do lochu. To doskonałe! Wiem teraz, dla czego pan Rollin niechce połączyć się z nami? Ty mu tego zakazałeś! Ha! ha! wiem teraz, jak postąpić w tej sprawie i w oka mgnieniu załatwię się z tobą!
Tu oszołomiony wściekłością, wydobył z za pasa pistolet i szybkiem poruszeniem ręki, nacisnął kurek.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |