Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Pomimo zmienionych warunku życia Róża nie zapomniała o swej mamie Joannie.
plon Wielokrotnie prosiła Gilberta o pozwolenie napisania do niej, ale zawsze otrzymywała odpowiedź, że korespondowanie z Joanną wobec potrzeby pokrycia przeszłości zupełną tajemnicą byłoby nieroztropnością, gdyż Joanna pomimo swej woli mogłaby ją skompromitować. Po powrocie do Paryża, Gilbert pozwoli jej odwiedzić Joannę i w dowód życzliwości nawet uczynić co dla niej.
Wspólnicy pragnąc dowiedzieć się, czy wdowa mówiła co Róży o swym protektorze, zapytywali ją w tej kwestyi, ale dziewczyna prawie nic o nim nie wiedziała. Znała tylko jego nazwisko.
— To krewny twej matki — rzekł Gilbert — prawie nie utrzymuję z nim stosunków.
Na pytanie zaś, czy zobaczy pana Servaize, Gilbert odrzekł:
— Pan Servaize przebywa w Ameryce i zdaje się, że już nigdy nie powróci do Francyi.
Nie było żadnego powodu do przedłużania pobytu w Fenestranges, projekt zaś małżeństwa wymagał powrotu do Paryża.
— Nic nam nie stoi już na przeszkodzie mówił Grancey do swego wspólnika.-Róża a raczej Marya-Blanka zostawszy moją żoną będzie widywała tylko te osoby, które dopuścimy do niej. Zresztą podobieństwo jej do siostry jest tak uderzającem, że nikomu nie przyjdzie do głowy myśl podstawienia.
[ 119 ] — I ja tak myślę — odrzekł Gilbert. — Należy przyjąć nową służbę na miejsce uwolnionej i poczynić przygotowania na nasze przyjęcie w pałacu. W apartamencie Maryi-Blanki znajduje się wiele przedmiotów dowodzących iż mieszkała w nim młoda kobieta. Należy to usunąć.
— Masz słuszność, biorę to na siebie. Jutro pojadę do Paryża i jeżeli chcesz, to najmę ci służbę?
— Bardzo chętnie.
— Kogóż mam ugodzić?
— Odźwiernego, pokojową, lokaja, woźnicę, kucharkę. Na teraz będzie dość.
Róża powiadomiona o postanowieniu rychłego wyjazdu ucieszyła się wielce zwłaszcza na myśl, że wkrótce zobaczy swą ukochaną mamę Joanne. Gilbert, Grancey i Róża siedzieli w salonie, gdy wszedł lokaj i oświadczył, że przybył jakiś pan i pragnie zobaczyć się z wicehrabią.
— Ze mną? —zawołał Grancey zdziwiony.
— Tak, panie wicehrabio.
— Ja nieznam tutaj nikogo.
— Ten pan nie tutejszy, przybył z Paryża.
Gilbert i Grancey spojrzeli po sobie.
— Zaprowadź tego pana do apartamentu pana wicehrabiego — rzekł Gilbert do lokaja.
Wspólnicy opuścili salon i udali się do gościa.
— Serwacy! — zawołał Gilbert zdziwiony.
— Ty tutaj! — dodał Grancey — co się stało?
— Źle, źle się dzieje — odrzekł Duplat — może być bieda. Czy można tu mówić bezpiecznie?
— Możesz mówić.
— Przedewszystkiem powinniście wiedzieć, że uciekłem z więzienia.
— Więc byłeś w więzieniu?
— Tak. Do wczorajszego wieczora. Skazano mnie na trzynaście miesięcy za samowolne wydalenie się z miejsca zamieszkania i osadzono w la Roquette.
— I to wszystko stało się w przeciągu dwóch tygodni?
— Co chcecie? Sądy pomocą elektryczności.
[ 120 ] — Jakże się to stało?
— Posłuchajcie!
Duplat stłumionym głosem opowiedział przestraszonym wspólnikom szczegóły swego aresztowania, pobytu w więzieniu i ucieczki.
— Duplat ma słuszność. Jesteśmy zgubieni — rzekł Gilbert.
— Zgubieni! — odparł Grancey — chyba żartujesz. Musimy iść do celu. Należy usunąć tę ostatnią przeszkodę. Powtórz mi ostatnie słowa księdza, odnoszące się do Gilberta i córek Joanny.
— Na zapytanie moje, gdzie dowód, odpowiedział: U pana Gilberta Rollin i u pana Juljana Servaize’a.
Gilbert zbladł, jak trup.
— Niema wątpliwości-szepnął-wie o wszystkiem.
— Nic nie wie — odparł Grancey. — Domyśla się, przypuszcza, ale niema najmniejszej pewności.
— Szuka i może znaleźć.
— Więc nie dajmy mu czasu do znalezienia.
— Jakim sposobem.
— Przede wszystkiem należy wracać jak najśpieszniej do Paryża. Pojechałbym dziś jeszcze, gdyby nie było za późno.
— Dobrze. Jadę z tobą — rezolutnie oświadczył Duplat. — Daj mi tylko możność zmylenia czujności agentów, którzy mnie tam teraz szukają...
— Ten plan już mam i sądzę, że jest dobrym.
— W takim razie licz na mnie. Jedziemy jutro razem. — A Róża?
— Przed upływem miesiąca ta nowa Marya-Blanka zostanie wicehrabiną, de Grancey.
— A my pochwycimy pieniądze! — wykrzyknął radośnie Serwacy. Otóż i radość powraca. Lecz wiecie co? — dodał — ja dziś nie jadłem obiadu i czuję się głodnym djabelnie.
— A więc zjesz obiad i zanocujesz w oberży w Fenestranges, zaprowadzę cię tam.
— W oberży? — powtórzył z niechęcią Duplat. — Dlaczego nie tu?
[ 121 ] — Ponieważ nie chcę, ażeby Marya-Blanka cię widziała.
— Masz słuszność. Idźmy co prędzej.
Grancey zaprowadził Serwacego do jedynej znajdującej się tu oberży, gdzie usiadł przy stole zajadał zimne mięsiwa i rozmawiając o projektach ułożonych przez przyszłego męża Maryi-Blanki, poczem wicehrabia zamówił powóz na jutro rano, który miał ich przewieźć do Nancy dla udania się na pociąg drogi żelaznej do Paryża i powrócił do zamku.
Nazajutrz równo ze świtem kabrjolet uprzężony w dzielnego konia, wiózł obu łotrów do starożytnego miasta książąt Lotaryńskich, gdzie przybyli przed dziesiątą godziną.
Po zjedzeniu tu śniadania, rzekł Grancey do towarzysza:
— Pomyślimy teraz o tobie i wprowadzimy w wykonanie plan o jakim mówiłem ci wczoraj.
Nadszedł usługujący, któremu zapłacili rachunek, a razem podczas rozmowy zagadnął go mniemany wicehrabia:
— Powiedz mi, mój przyjacielu, czy nie znajduje się tu w Nancy sklep z ubiorami kapłańskiemi? Jeden z moich krewnych mający zostać księdzem, prosił mnie o dostarczenie sobie kompletu takiego ubrania.
— Znajdziesz pan to obok katedry — rzekł chłopiec.
— Dziękuje ci. Dopilnuj tu mojej walizki, ja ją zabiorę niezadługo. O której godzinie wychodzi pociąg do Paryża?
— O dziewiątej minut pięćdziesiąt dwie, a przyjeżdża do Paryża o piątej z rana.
— Dobrze. Będziemy tu obiadowali o siódmej. Bądź tak dobrym kup mi na stacyi dwa bilety do sypialnego przedziału, oto pieniądze.
Tu wyjął z pugilaresu dwa banknoty stu frankowe i podał je chłopcu, poczem zapaliwszy cygaro, wyszedł wraz z Duplatem z restauracyi.
— Zrozumiałeś? — rzekł do niego, skoro znaleźli się na ulicy.
— Do czarta! Chcesz mnie więc zmienić na kościelnego szczura, plan nie zły, przysięgam!
[ 122 ] Na placu katedralnym znajdowały się magazyny ze złotemi ozdobami religijnemi i apparatami ołtarzy.
Nad jednym z mniej okazałych sklepów widniał napis:
a pod spodem mniejszemi literami:
— Wejdźmy — rzekł Grancey.
Krawiec nowo przybyłych powitał ukłonem.
— Co panowie sobie życzą? — zagadnął.
— Potrzebujemy kupić kompletny ubiór duchownego, począwszy od trzewików ze sprzączkami i obcisłych pończoch. aż do kapelusza — rzekł Grancey.
— Czy pan masz to wszystko?
— Wszystko, jak trzeba. Lecz miara?
Wicehrabia wskazał Serwacego.
— Możesz pan ją wziąść na tego pana — odpowiedział — on jest tego samego wzrostu i tuszy jak ksiądz dla którego to ubranie jest przeznaczonem.
Po wzięciu miary, wszystkie te akcessorya zostały wybrane i zapłacone.
— Gdzie mam to odesłać? — pytał krawiec.
— Na stacyę drogi żelaznej i to jak najprędzej. Przyjdę tu po odbiór pokwitowania.
Wyszedłszy on krawca, Grancey wstąpił do księgarni, gdzie kupił brewjarz.
— To zdumiewające jak ty pamiętasz o wszystkiem! — zawołał Duplat, wsunąwszy gruby tom do kieszeni okrycia.
— Wszystko jest w komplecie, a jednak czegoś jeszcze brakuje.
— Czegóż takiego?
— Tonsury.
— Bądź spokojny i to się znajdzie.
[ 123 ] Tak rozmawiając wyszli obadwa na plac Teatralny gdzie czytali szyldy po nad sklepami.
— Oto jest — rzekł, wskazując sklep z napisem:
Obaj wspólnicy weszli do zakładu.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |