Mały/Część pierwsza/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mały |
Wydawca | Wydawnictwo „Bibljoteki Groszowej” |
Data wydania | 1926 |
Druk | Polska Drukarnia w Białymstoku |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Górska |
Tytuł oryginalny | Le Petit Chose |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
[ 140 ]
Dziwny to był człowiek ten wuj Baptysta, brat pani Eyssette. Ani zły, ani dobry, wcześnie ożeniony z wielką, jak żandarm, kobietą, chudą i skąpą i wzbudzającą w nim postrach, pozostał na zawsze dzieckiem; miał tylko jeden nałóg: malowania. Od jakich lat czterdziestu żył obstawiony miseczkami, pendzlami, farbami i wciąż kolorował ryciny w starych czasopismach. W domu pełno było dawnych roczników Tygodnika Ilustrowanego, Koła, Biesiady oraz map geograficznych, a wszystkie jaskrawo pokolorowane/ W chwilach niedostatku nawet, gdy ciotka odmawiała mu pieniędzy na kupno starych ilustracyj, zdarzało mu się kolorować książki. Fakt historyczny. Miałem sam kiedyś w ręku gramatykę hiszpańską, którą wuj pomalował od pierwszej do ostatniej strony; przymiotniki — na niebiesko, rzeczowniki na różowo i t. d.
Między takim oto manjakiem i okrutną jego poło[ 141 ]wicą pani Eyssette zmuszona była żyć już od sześciu miesięcy. Biedna kobieta spędzała całe dni w pokoju brata, dokładając wszelkich starań, aby mu być użyteczną. Ocierała pendzelki, zmieniała wodę w miseczkach... Ale najsmutniejsze ze wszystkiego było to, że od czasu naszego bankructwa wuj Baptista żywił najwyższą pogardę dla pana Eyssette i biedna matka musiała wysłuchiwać wciąż w kółko: — „Eysette — to człowiek lekkomyślny, Eyssette--to człowiek lekkomyślny“. — A, stary niedołęgo! Trzeba było widzieć z jakiem mamaszczeniem, z jakiem przekonaniem on to powtarzał, malując swoją gramatykę hiszpańską! Od tego czasu zdarzyło mi się nieraz spotykać takich niby wielce poważnych ludzi, którzy spędzali czas na obmalowywaniu gramatyk hiszpańskich, a innym zarzucali lekkomyślność!
Wszystkich tych szczegółów o wuju Baptyście i o smutnem życiu pani Eyssette dowiedziałem się znacznie później, jednakże od pierwszej chwili po mojem przybyciu zrozumiałem, że matka, wbrew temu co mówi, nie czuje się dobrze w tym domu... Wszedłem w chwili, gdy podawano do stołu. Pani Eyssette aż podskoczyła z radości i jak możecie się domyśleć, wyściskała swojego ukochanego Małego z całych sił. Jednakże biedne matczysko było wciąż jakieś zakłopotane i ledwo śmiało się odezwać tym swoim łagodnym, trochę drżącym głosikiem; oczy trzymała wciąż spuszczone. Żal mi się jej robiło, gdy tak siedziała nieśmiało w swojej czarnej wytartej sukni. Wujostwo przyjęli mnie bardzo chłodno. Ciotka z przestrachem zapytała, czy już jadłem obiad. [ 142 ]Pośpieszyłem ją uspokoić, że już jestem po obiedzie... Odetchęła. A świetny był to obiad: fasola i ryba suszona.
Wuj Baptysta zapytał, czy to są wakacje, skoro nie jestem w szkole. Odpowiedziałem, że porzuciłem akademję i jadę, do Paryża, gdzie Kubuś wynalazł mi dobrą posadę. Zmyśliłem to wszystko, chcąc uspokoić matkę co do mojej przyszłości i przedstawić się wujowi, jako człowiek poważny.
Ciotka zrobiła na to wielkie oczy.
— Danielu, powinieneś co prędzej sprowadzić matkę do Paryża... Biedactwo tak tęskni za dziećmi, a zresztą, rozumiesz przecie, co to za ciężar dla nas, twój wój nie może przecież być dojną krową rodziny.
— A tak — odezwał się wuj Baptysta, połykając potężny kęs ryby — rzeczywiście jestem dojną krową rodziny...
To wyrażenie: dojna krowa zachwyciło go widocznie, bo powtórzył je kilkakrotnie z wielką powagą... Obiad, jak zwykle u starych ludzi, ciągnął się długo. Matka jadła mało, spoglądała na mnie ukradkiem i przemówiła do mnie zaledwie parę słów. Ciotka nie spuszczała jej z oka.
— Spójrz na siostrę — zwróciła się do męża — straciła zupełnie apetyt z radości, że Daniel przyjechał. Wczoraj wzięła dwa kawałki chleba, dziś tylko jeden.
O, najmilsza pani Eyssette, cóżbym dał za to, gdybym mógł cię zabrać ze sobą dziś jeszcze, wyrwać cię od tej niemiłosiernej dojnej krowy i zacnej ciotki; ale ja sam, niestety, jechałem na los szczę[ 143 ]ścia, mając tyle tylko pieniędzy, ile ich niezbędnie było potrzeba na drogę; zdawałem też sobie dobrze sprawę z tego, że mały pokoik Kubusia nas trojga pomieścić nie zdoła. Gdybym był przynajmniej mógł uścisnąć matkę serdecznie, pomówić z nią swobodnie! ale i na to nie mogłem sobie pozwolić, nie pozostawiono nas samych ani na chwilę... Osądźcie sami: zaraz po obiedzie wuj zasiadł do swojej gramatyki; ciotka czyściła srebra i śledziła nas z podoka... Nadeszła chwila odjazdu, a my nie zdążyliśmy sobie jeszcze nic powiedzieć. To też z ciężkiem sercem opuszczałem progi domu wuja Baptysty; zdążając szeroką ulicą do dworca, poprzysiągłem sobie zachowywać się nadal jak człowiek dojrzały i o niczem innem nie myśleć, jak tylko o odbudowaniu ogniska rodzinnego.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |