Jump to content

Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/190

From Wikisource
This page has not been proofread.
178
CHIMERA
 

pewien stan najzupełniej poprostu. Nie posługuje się wcale symbolem. Przypominam sobie inny, który pierwej lubiłeś. Była w nim mowa o dwóch łabędziach. Nie był-że to wiersz Hebbla?
 GABRYEL. Tak jest, Hebbla. Oto on:

Na ciemnej topieli
Lśnią w krasie swej bieli
Dwa błędne łabędzie, krążące śród fal:
Mgła tonie powleka,
Co w wichrze drżą zlekka,
W posępne tumany zasnuwa się dal.

I zrazu się stara
Unikać ta para
Tęskniących łabędzi, lecz próżny ich trud,
Daremna męczarnia,
Już szał je ogarnia:
Niech mgła je spowije, uniesie pęd wód!

Namiętnej pieszczoty
Nie przerwą wód grzmoty;
Złączyły odmęty biel dwojga ich łon.
Acz sroży się fala,
Je miłość zespala
I rozkosz upaja, nie trwoży ich zgon.

Żądz gasną płomienie,
Owłada znużenie — —
Wtem dzika odmętu rozdziela je moc:
Już nigdy ich chyży
Prąd fali nic zbliży,
Przeminął dzień jasny, zamierzcha wkrąg noc.

 Mój drogi, ten wiersz wyraża także pewien stan i nic ponadto, głęboki stan duszy, pełny tęsknej błogości, smętnego pełny porywu.