Dyabli nadali matkę Jakóba; głupi Jakób postanawia się dowiedzieć o swojem genealogicznem drzewie.
— Niech mi matka powie, kto był moim ojcem?
— Głupiś! — powiada matrona — zachciało mu się szukać ojców.
— Ale ja muszę wiedzieć!
— Ten, co płaci, ten jest ojcem. Za ciebie płacił szambelan. No, a prawdziwym ojcem jest doktor... Ale dla ciebie ojcem jest szambelan...
Jakóbowi zdawało się, że zwaryował. Poszedł do szambelana i powiada:
— Niech się panu nie zdaje, że pan jest moim ojcem. To doktor...
W szambelana piorun uderzył; wszystkie piękne marzenia w proch się rozwiały; wściekły jest, że mu zabrano uciechę.
— Ja cię też od samego początku nie mogłem znosić. Cham jesteś. A to twoje ordynarne zdrowie. Jesteś cham!...
Czyż nie »głupi« Jakób? Tak tanio mógł sobie sprawić szczęście. A on chciał prawdy.
Cham! W istocie posiada — »ordynarne zdrowie«. Teraz nie może zrozumieć, czego od niego chcą. Hanka plunęła mu w twarz i poszła do sypialni szambelana. Jest wielką panią; ma wspaniałe tualety i wszystkiem rządzi. Niesłychanym swoim sprytem, chytrością dzikiego zwierza do-