Fabryka »komedyi« funkcyonuje znakomicie; w Paryżu odbiorców nie zabraknie nigdy, więc się fabrykanci teatralni nie troszczą zbytnio o wartość fabrykatu, jednego tylko strzegąc pilnie, aby wykończenie jego było zawsze bez zarzutu, aby tandeta, choć tandeta, miała w sobie pozory cyzelatorskiej roboty. Najgłupsza też »komedya« z repertuaru bulwarowego teatrzyku, ma jedną zawsze zaletę: wykonanie wyborne. To umie każdy Francuz i dlatego potrafi przemycić swój towar daleko poza granice Paryża, jak Bon Marché przemyci sznurówkę, albo mydło, albo perfumy. Taki Hennequin czy Bilhaud, czy Mars, czy jak on się tam zowie, nie ma za centima talentu, ale któż się oprze wylizanemu subjektowi w modnym sklepie, mówiącemu po francusku i rozprawiającemu na temat »psychologiczny« podczas sprzedawania pary patentowanych szelek? Któż się oprze wygadanemu komiwojażerowi, »robiącemu« w perfumach? Ale wszyscy oni są tak wygadani, ubrani tak wytwornie, blagujący z takiem mistrzowstwem, że ktoś przetłómaczy czemprędzej »Najlepszą z kobiet«.
Gdyby Hennequin np. dostał w ręce byle pomysł któregokolwiek z lepszych pisarzy polskich, byłoby to arcydzieło, bo polski autor ma talent, tylko pisać nie umie i zaprzepaści najlepsze rzeczy w atramencie. A taki francuski fabrykant