w »Pochodni pod korcem« nietylko ma rękę katowską, lecz z innego jeszcze powodu jest smutna beznadziejnie.
D’Annunzio zatrwożył się o potężne kiedyś pnie włoskich wielkich rodów; przyszedł do przekonania, że fatum nad nimi zawisło. Zamki mają pokrzywione mury, panowie Anversy mają pokrzywione kręgosłupy; mordują żony i żenią się z kobietami, które zamiatały ulice. I oto dzieci tych panów muszą wedle ustalonego fatalistycznego repertuaru cierpieć za winy niepopełnione, — giną przeto przedstawiciele rodu po... sztylecie i po kądzieli, aby ślad nawet nie pozostał po tych, co mają w murach ukryte skarby z przeszłości i nie chcą ich dobyć ze skąpstwa, aby mury naprawić.
W tejże chwili stanął autor »Niewinnego« w pozie Ibsena, tylko że Ibsen w pozie tej — poważniej wyglądał. Usiłowanie wywołania grozy w tragedyi d’Annunzia jest i wskutek przekroczenia granicy w brutalności scenicznych przykładów i obrazowań, i wskutek gromadzenia szpitalnych demonstracyi, przesadzonych dla... przestrachu, — tylko nieudolną imitacyą tej potęgi grozy, którą trwoży Oswald Alving z »Upiorów«.
Taniec szkieletów, ułożony przez autora »Pochodni pod korcem«, tragicznej grozy nie budzi i nikogo nie przygniecie, choć przyprawi o zdenerwowanie.