razić tylko nasze babki, bo są to zdawkowe powiedzenia, które zainteresowania nie wzbudzą, nawet w berlińskich pensyonatach, przeżywających historyę »Rusałeczki«. Nie ziębi nas to, ani grzeje, czy ta sfera berlińska, na której Sudermann używa jest zgangrenowaną i zgniłą, lecz sposób jego oskarżania, by przez oskarżenie dojść wreszcie do historyi swego ukwieconego symbolu, jest marny i niema w sobie zupełnie przekonywującej siły, a jako zawiązek tragedyi jest suchotniczy. Tea, która od matki swojej uczy się sztuki rafinowanego życia nie dorosła do ramion, jeśli już o to chodzi przepysznym Teom, które prześlicznie ubiera a raczej z prześlicznych szat rozbiera Rezniczek w »Simplicissimusie«, tym Teom rozprawiającym naprawdę cynicznie a świetnie o cnotach tego świata.
Tea Sudermanna musi dźwigać z polecenia autora całe brzemię grzechów sfery, która ją urodziła i chowała, aby była tragedya, kiedy ktoś jej batem zwróci uwagę, że łodzią kwiatową przez życie płynąć nie można. Aby zaś ta tragedya była, zrobił Sudermann »Zwischenspiel« który bardzo słusznie dla jakiegoś bardziej organicznego połączenia, przemieniono u nas na akt trzeci sztuki. Ten »Zwischenspiel« hańbi Sudermana. Jakto? Dla wywołania przełomu używa taki sceniczny świetny majster, jakim jest