Nienawidzę pani — nienawidzę pani — a wiem przytem bardzo dobrze — że to miłość, tak jak było zawsze! I to nigdy się nie skończy — aż — aż —“
Zaczął się jąkać; potem nagle usiadł. Otarł jedwabną chusteczką pot spływający z czoła.
Doktór Erhart odezwał się prędko: „Czy wolno zapytać, pani Stuyvesant, ile ludzi zginęło z podobnych powodów jak miss Thursby? Lub ile pani zna takich wypadków? Co do nas, udało się nam stwierdzić liczbę, która —“
Pani Marja przerwała mu: „Dołącz pan zera, jeśli pana to bawi! Nie sądzę, by rzecz się przez to zmieniła.“
Doktor Lowewenstein wychylał jedną szklankę po drugiej. „Ale my, Marjo Stuyvesant“, zawołał, „my! Wypadek jako taki nic nie oznacza — ale wymownym jest fakt, że jest typowym. A że mówimy o nas — o panach, którzy siedzą naprzeciw pani — i że to, co się właśnie ma przed oczyma najłatwiej uchwycić się daje, będziemy mówili o wypadkach, które nas samych dotyczą. Przyrzekliśmy sobie wzajemnie, że nie będziemy szanować siebie samych — widziałaś pani, jak otwarcie panowie ci mówili. Co się tyczy pana dell’ Greco, to i jemu się zdaje, że pani, pani Marjo, masz na sumieniu stracone jego życie. Pani wiesz, że młoda żona jego była nadzwy-