lecz białe włosy jego będą mu panią przypominały przez całe życie.“
Marja Stuyvesant przypatrywała się młodemu malarzowi dość uważnie. „Znajduję, że mu z niemi doskonale do twarzy“, zauważyła.
Adwokat Loewenstein przerzucał akty. „Inna karta!“ zaczął nanowo. „Pani odczuwałaś od czasu do czasu ochotę do wystąpienia na scenie, pani Marjo. W własnych sztukach, które pani też sama inscenizowała. Była to za każdym razem mała sensacja i zapewnione powodzenie. Nie tyle ze względu na nadzwyczajne jakieś uzdolnienie aktorskie, lecz wyłącznie wskutek wybitnej indywidualności pani, dzięki której nawet jawne braki techniczne nie działały jak błędy, lecz szczególną stanowiły atrakcję.“
„Czy to może także było zbrodnią?“ zapytała Marja Stuyvesant.
„Równie mało jak wszystko inne“, oświadczył adwokat. „Jest tylko faktem, że przykład pani popchnął na scenę moc młodych ludzi, którzy przedtem nigdy o tem nie myśleli. Ci wszyscy myśleli, że im się uda, zastąpić brak talentu i wyszkolenia przez indywidualność — sądzili, że można wyprost z ulicy iść na scenę i zdobyć powodzenie. Dyrektorowie teatrów nie wiedzą już, jak się