mamy obraz pani. Wielka dobroć serca pani wszędzie jest uznana — niedużo znaleść można ludzi o takiej zdolności pracy, jak panią Marję Stuyvesant. Podobnie jak niejeden wybitny człowiek czuje pani tę instynktowną odrazę do wszelkiego rodzaju stwierdzeń, które coś dobrego o pani zawierają — rezygnuję więc z szerszego rozwijania tego przedmiotu. Lecz chciałbym dodać, że właśnie odraza ta w gruncie rzeczy nie jest niczem innem, jak bardzo delikatną wstydliwością, która w pani, pani Stuyvesant, jest o wiele silniej rozwinięta, aniżeli u wielu innych ludzi.
Jorge Quintero z pewnością życzył bliźnim swym tylko wszystkiego najlepszego i dawał wbrew swej woli tylko mękę, chorobę i śmierć. Zupełnie to samo i pani czyniłaś, pani Stuyvesant. Podobnie jak on przekręcasz zasadę mefistofelesowską, jesteś pani częścią owej siły, która zawsze pragnie dobrego — a zawsze tworzy zło! Zawsze — wszędzie i ciągle na drodze życia pani: jestto nieunikniony los pani!
A teraz, pani Stuyvesant, niech mi pani pozwoli dokończyć przerwaną historję towarzysza doli jej, Jorgego. Stary duchowny, Don José Hoyos, odszukał go, mieszkał z nim przez tydzień, naraził odważnie własne życie, by ocalić tylu innych. W tym czasie tłumaczył mu w długich rozmowach, co on, Quintero,