tylko zewnętrzną przyczyną tego, że w duszach tych coś wysoko wyrosło, co tkwiło w nich od samego początku jako ziarno. Panowie sądzicie, że to bynajmniej faktów nie zmienia? Sądzę, że przecież!
Nazwałeś mnie pan, panie doktorze Erhardt, ,cząstką owej siły, która zawsze pragnie dobrego — a zawsze tworzy zło!‘ Muszę zaprzeczyć temu, chociażby było bardzo pochlebnem dla dobrych chęci mych. Nigdy nie chciałam ani dobrego, ani złego. Co prawda, czyniłam niejedną rzecz dobrą — i jak panowie wiecie, także niejedną złą — lecz skutku jakiegokolwiek, panowie, nie zamierzałam nigdy ani w jednym, ani w drugim kierunku. Jeśli wyznaję jaką świarę w tym względzie, to mogłabym ją — warjując słowo Goetego — wyrazić może w ten sposób: wierzę, że wszystko, co istnieje — zanim zaginie — powinno raz jeden żyć własnem swem życiem. Uczyniwszy to, niech sobie zginie według życzenia.
Moi panowie, stoimy w dwóch obozach, między któremi nie ma porozumienia. Panowie zastępujecie wielką wiarę humanitarną, że dobro całego rodzaju ludzkiego jest jedynym probierzem, według którego wszystkie inne rzeczy mają być oceniane. Mnie zaś dobro lub szkoda ludzkości zupełnie są obojętne. Znam pewnego miljonera w Nowym Jorku, który