Namiestnik Arsames przybył, wraz z nim inni naczelnicy fortecy Jeb: Dargman, komendant babilończyków, Hydaspes, wódz fenicjan, jenerałowie Nabukudurri i Artafernes, stojący na czele oddziałów mięszanych — złożonych z żydów, syryjczyków, babilończyków, a i z libijczyków i egipcjan. Jedonja skinął na jednego z żołnierzy, kazał przynieść wina w wielkich dzbanach, ciemnego, egipskiego wina i złocistego z Sidon. Pili, lecz Jedonja ne tknął szklanki.
„Jeszcze zawsze nie, stary?“, zapytał namiestnik.
„Może jutro — może tej nocy jeszcze“, odparł Jedonja. „Przybywa posłaniec, którego oczekuję z Jerozolimy.“
„Połóż nareszcie kamień do twej świątyni!“, zawołał babilończyk Nabukudurri. „Ta wiara wasza udzieliła się innym żołnierzom — wierzą jak wy: skoro tylko stać będzie jakaś Massebea lub Aszera, jakikolwiek słup kamienny lub pal przy świątyni waszej, wówczas czuć się będą bezpiecznymi przed egipcjanami.“
Mówiono o grożącem powstaniu; satrapa nie ukrywał obaw swych. Tu na południu, w Tebais, nasamprzód wybuchnie — to trzeba będzie odeprzeć