Nie czuł drżenia, mierząc do ludzi, ciągnąc za cyngiel. To, że sam był o każdej chwili mogący być zabitym, dawało mu pozwolenie na wszystko, rozgrzeszało w sposób najwyższy.
Widział tyle zgonów — strasznych, tragicznych, czy nawet podniosłych. Ale śmierć przestała być ważna sama przez się. Ważne było kto umierał i czy wynikła stąd strata czy pożytek. Bohaterstwa we wszystkiem było tu mało. Bohaterami byli ci conajwyżej, którzy już zginęli. Żyjący nazywali się dzielni chłopcy. Nic więcej.
Ostatecznie wojna podobna była do życia. W życiu też — ściśle biorąc — o każdej chwili można umrzeć.
Wojna — zdaleka wydająca się obłędem, dzikością, żądzą krwi i zguby lub wreszcie bohaterstwem marzonej śmierci za ojczyzną, — zbliska stawała się przedewszystkiem twardym obowiązkiem, zgiełkiem roboczego dnia, zdrową swawolą po trudach i wielkim spokojem sumienia, ukołysanego czcią i miłością dla wodza.
Emil ani przez chwilę nie czuł rozczarowania. To bowiem było więcej, niż oczekiwał.
XXXIX.
Sens wojny nie ograniczał się dla Emila tylko do trwającej chwili.
Wojna stworzyła pewien architektoniczny plan dla całego minionego życia. Wszystko, idące dawniej jedno po drugiem, ułożone wzdłuż linji chronologicznej, rozmieściło się teraz odrębnie, rozłożyło planowo, jako konieczne etapy jednego: drogi prowadzącej do czynu.