Jump to content

Page:Hrabia Emil.djvu/244

From Wikisource
This page has been validated.

— To ja jestem teraz inny — odkrył nagle. I uśmiechnął się. Ada bowiem pasowała zupełnie do tego planu życia, jaki wytworzyła dla Emila wojna.

 

XLI.

 

Gdy nie można było strzelać do ludzi, Emil chodził na polowanie i strzelał do zwierząt. Widział teraz, że to jest dosyć podobne i równie niewinne.

Polubił też łowienie ryb, sport dawniej lekceważony. Wzdłuż haczyków nawlekał kręte dżdżownice, które na drucie były sztywne i nieruchome, a dalej wiły się żwawo w bezsensownej męczarni. Zarzucał wędkę daleko w wodę rzeki płynącej i czekał cierpliwie na łup. Niekiedy przesuwał haczyk pod skórą małej, żywej rybki i puszczał ją znów do ukochanej wody, gdzie usiłowała jeszcze pływać, — nie domyślając się wcale, że o to właśnie chodzi, — i naturalnemi, wdzięcznemi ruchami wabiła szczupaka.

Ten właśnie sport zbliżył Emila do Żelawy. Major bowiem, z oczami wbitemi w pławik, umiał spędzać nad wodą długie, leniwe godziny. Tak postępując, wierny był wrodzonej sobie zasadzie oszczędności energji, którą magazynował na ten czas, gdy będzie znowu potrzebna. Emil był szczęśliwy, mogąc mu nieść wędki i wyświadczać ze skwapliwością różne znikome usługi.

Żelawa urządzał czasami ciekawe masakry ryb. Brał ze sobą na brzeg rzeki puszkę ekrazytu i, trzymając ją na kolanach, zapalał sznur Bigforda, długi na czas pięciu sekund. Emil z rozkoszą patrzył na sprawne, prawie niepośpieszne ruchy Żelawy, który w mgnie-