Teraz wydawał się sobie temu bliski, więc bardziej, niż przedtem, niecierpliwy.
— Cobyś powiedział, gdybym tak za jakieś pietnaście dni przyjechał tam za tobą? — spytał Fane. Mówił takim tonem, jak gdyby mu to w tej chwili właśnie przyszło do głowy.
Ta niewinna komedja rozbroiła Emila.
— Będę zachwycony.
Uczuł wdzięczność dla przyjaciela za jego wierne, oddane serce, za delikatność, z jaką okazywał swe uczucie, za to nawet, że znalazł czas, by go odprowadzić. Oddawna już uczucia Emila były tylko wdzięcznością za to, że je w innych obudził.
Mimo tęsknoty do kraju, Emil nie żałował bynajmniej lat, spędzonych na obczyźnie. Nie żałował zresztą teraz niczego, co już się stało. Doznawał uczuciowej niechęci do wspomnień, uważał je przecież za swe największe, bo pewne i niezaprzeczone dobro.
Siedząc już w wagonie, Emil pomyślał o ładnej, nieznajomej kobiecie, jadącej tym samym pociągiem. W tej chwili ujrzał dokładnie pamięcią jej twarz i postać, nawet szczegóły ubrania, czego zdawało mu się, że pierwej nie zauważył. Ujrzał ją, wychodzącą z samochodu w ciemnym płaszczu z grubego jedwabiu, grubych rękawiczkach, grubem wysokiem obuwiu, a wszystko było mniej lub więcej bronzowe.
Łomot kół, tkanina siedzeń i oparcia, natrętne litery P. L. M., boazerje, napisy — to wszystko napełniało mu mózg obrzydłym, mdłym czadem podróży. Jazda nigdy nie sprawiała mu przyjemności. Zbyt wiele chwil od dzieciństwa spędził w wagonie.
Popatrzył na towarzyszy drogi. Siwy, czerwony na