— 124 —
świata, oczem się można z tej oszalałej przekonać książeczki, można tedy napisać i o Zakopanem; z trudnością, ale można, tem łatwiej, że mimo skrupulatnych poszukiwań nikt już dość dawno Hoesicka w Zakopanem nie widział, co nietylko rzuciło na tę miejscowość cień melancholji, lecz równocześnie napełniło ją gruźlicznym smutkiem, że jeden sezon minie bez monografii. Tylko dlatego ośmielam się napisać tych słów kilka, jak można tylko najsumienniej, chociaż nie mając niedościgłej metody autora „Listów z Ostendy“, nie będę umiał powiedzieć, jak wysoko wznosi się Zakopane nad poziomem morza i czy Zosia Gutówna wyszła za mąż za Staszka Roja, czy też małżeństwo się rozchwiało z powodu jednej trzeciej morgi gruntu na Gubałówce, zapisanej w księgach hipotecznych pod liczbą 14621 b, do której rości sobie pretensje Marduła Krwawy.
Nie będę też umiał naśladować tych rozkosznie rozpustnych ustępów z wojażów rzeczonego Ferdynanda, w których słomiane jego wakacyjne wdowieństwo zmaga się z głęboką wiarą w Opatrzność, ta zaś ustrzeże zawsze każdej cnoty. Stoi temu na przeszkodzie haniebna rozwiązłość moich obyczajów i ohydna nieskromność moich przyjaciół, którzy kąpiąc się w alkoholu, zapominają nieszczęśni, że Bóg nato wszystko patrzy, a Hoesick zapisuje.
Tłumaczyłem to z namaszczeniem i w słowach prostych tym wszystkim poetom, malarzom i muzykom, których djabli przynieśli tego roku do