Zienowicz zmógł mię — i nie skorzystał ze zwycięstwa. Po chwili cofnął się o krok i rzekł chłodno:
— Czemu pani trudzi się sama? Byłbym przecież otworzył, gdybym wiedział, o co pani idzie —
Odsunęłam z nad głowy kotarę i wyszłam z pośród kwiatów. Ze spuszczonemi oczami ominęłam go, czując na całej swej postaci spojrzenia jego, jak ślizgające się języki ognia.
I kiedy w nocy myślę o tym, przejmuje mię rozkosz niewypowiedziana. I żal mi prawie, żem w ten wieczór nie dała powiek mych oczu trwożnych jego słodkim, władnym pocałunkom.
A w czasie dnia staję czasami u okna — w tymsamym miejscu — między kwiatami — i doznaję fizycznego niemal przypomnienia tamtej chwili... Powieki spadają mi same na oczy, obłąkane marzeniem. Odwracam się już tym razem, ręce wyciągam sama — i całuję chłodne, gładkie liście więzionych roślin, wargami gorącemi obejmuję chłodne, gładkie liście więzionych roślin — — —