łych warsztatach, gdzie kroki nasze rozlegały się, jak w kościele, oraz na wielkich opuszczonych dziedzińcach, zarastających powoli trawą. Mały Rouget, syn stróża, był to tęgi chłopak, może dwunastoletni, silny, jak tur, wierny, jak pies, głupi, jak baran; odznaczał się głównie rudą czupryną, której zawdzięczał swój przydomek[1]. Muszę wam jednak powiedzieć, że dla mnie Rouget nie był wcale Rouget; był naprzemian moim wiernym Piętaszkiem, szczepem dzikusów, zbuntowaną załogą, wszystkiem, czem kto chce. Ja sam w owych czasach nie nazywałem się wcale Daniel Eyssette; byłem przedziwnym człowiekiem, przybranym w skóry zwierzęce, którego księgę dziejów właśnie mi podarowano, byłem Master Crusoe we własnej osobie. O rozkoszna złudo! wieczorem, po kolacji, odczytywałem mego Robinsona, uczyłem się go napamięć, w dzień zaś bawiłem się w niego, bawiłem z furją, wprzegając do tego dramatu całe moje otoczenie. Fabryka nie była fabryką, to była bezludna wyspa, oceanami były zbiorniki wody, a dziewiczą puszczą — ogród. W platanach było mnóstwo piewików — i one także, nic o tem nie wiedząc, brały czynny udział w akcji.
Rouget również nie zdawał sobie sprawy z tego, jak ważna przypadła mu rola. Gdyby go zapytano, kim był ów Robinson, byłby wielce zakłopotany. Muszę wszakże przyznać, że mimo to, spełniał swoje obowiązki jak najgorliwiej i jeśli chodziło o naśladowanie wrzasku dzikich, nikt mu w tem nie mógł
- ↑ Rouget od rouge — po francusku — czerwony. (Przyp. tłum.)