Jump to content

Page:PL A Daudet Mały.djvu/63

From Wikisource
This page has not been proofread.

 Zrozumiałem, że nie wolno opowiadać bajek — i nie opowiadałem ich nigdy więcej.
 Przez kilka pierwszych dni moi malcy byli bardzo markotni. Brakowało im królika Jasia, a mnie serce pękało, że go nie mogę im zwrócić. Tak bardzo lubiłem tych moich malcowi Nie rozstawaliśmy się ze sobą całemi dniami... Kolegjum dzieliło się na trzy zupełnie odrębne oddziały: oddział starszych, oddział średnich i oddział małych. Każdy oddział miał swój własny dziedziniec, swoje sypialnie i pokoje do nauki. Moi malcy należeli więc całkowicie i wyłącznie do mnie. Zdawało mi się, że jestem ojcem trzydzieściorga pięciorga dzieci.
 Poza tymi malcami — ani jednej życzliwej duszy. Pan Viot mógł się uśmiechać do mnie jak najpiękniej, brać mnie pod rękę na rekreacjach i komentować mi regulamin — nie lubiłem go i nie mogłem go polubić, za bardzo bałem się jego kluczy. Dyrektora nie widywałem nigdy. Profesorowie lekce sobie ważyli Małego, spoglądając nań z wysokości swoich biretów. Co do moich kolegów, to zniechęciła ich do mnie sympatja, którą zdawał się okazywać mi jegomość z kluczami. Po za tem od owej pierwszej libacji nie pokazałem się ani razu u Barbette’a — tego również nie mogli mi wybaczyć.
 Wszystkich miałem przeciwko sobie, nawet szwajcara Cassagne i fechmistrza Roger. Szczególnie fechmistrz Roger żywił do mnie jakąś srogą niechęć. Kiedy przechodziłem koło niego, podkręcał wąsa z miną nieobiecującą i toczył groźnie oczyma, jakby miał zaraz wyciąć w pień co najmniej ze stu Arabów. Raz