Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/115

From Wikisource
There was a problem when proofreading this page.

 — Tak! niemasz prawa zabierać głosu w tej sprawie panie sierżancie — dodała matka Weronika, choćby z przyczyny, że ten twój głos nie jest wcale przyjemnym. Tętni on fałszywie jak rozbity garnek! Ha! w dzielnicy świętego Ambrożego, znają cię dobrze, panie Serwacy Duplat! Wiedzą, ile wart jesteś... i dziwią się, a między niemi ja pierwsza, że pozwolono ci założyć na ramiona galony dostawcy sierżanta. Pilnuj spraw swoich, a nie wtrącaj się do cudzych.
 — Milcz stara bigotko!-zawołał z wściekłością Duplat.
 Matka Weronika powściągnąć języka nie umiała.
 — Takie, jak my bigotki, warte więcej w jednym swym calu, niż istoty tobie podobne w całej osobie! — odparła z zawiścią.
 — Milczenie! zakomenderował Gilbert Rollin — Idź, gdzie chcesz, Pawle Rivat — dodał, zwracając się do męża Joanny. Wyruszymy ztąd w południe, a teraz dopiero dziesiąta. O wpół do dwunastej, bądź obecnym na appel.
 — Dziękuję, kapitanie.
 — I ja dziękuje zarówno rzekła Joanna odchodząc wraz z mężem.
 — Ha! widzisz, panie sierżancie, obeszło się bez waszego pozwolenia! — zaśmiała się matka Weronika, szyderczo spoglądając na Duplata.



XIX.

 Sierżant klął pomrukując, ponieważ obecność Gilberta Rollin nie pozwalała mu mówić zbyt głośno.
 — Pozostaw bagnet — rzekł do Pawła Rivat — sądzę, że niezechcesz błogosławić go wraz z sobą?
 Paweł, wzruszywszy ramionami, zwrócił się do grupy gwardzistów, gdzie prosił jednego z kolegów o chwilowe przechowanie mu broni, poczem pobiegł za żoną i razem we troje wraz z matką Weroniką, szli w stronę kościoła świętego Am-