— Jesteśmy! — odpowiedzieli razem żołnierze.
— Trzech mi tylko potrzeba. Najprzód ciebie — dodał, wskazując na wielkiego draba w czerwonej koszuli i kapeluszu z piórami, który służył niegdyś w korpusie garybaldczyków.
— Wezwany, zbliżył się ku niemu, poczem Duplat wybrał dwóch innych.
— Cóż tedy robić mamy? — zapytali.
— Wszystko to, jestem pewien, podoba się wam moi chłopcy, lecz o tem, potem. Najprzód, niech który z was pobiegnie do kupca win i każe mu przygotować śniadanie na jedenastą godzinę, śniadanie wytworne!... na dwadzieścia jeden osób! Ja dziś funduję!
Głośnym „hura“ przyjęto te propozycję.
— Niech żyje kapitan! — krzyczano z zapałem.
— Chcę odbyć tu wesele, w spokojności, zdala od kul, przesyłanych mu przez Wersalczyków. Dalej więc!... w drogę... ty, stara czerwona koszulo!... Biegnij, a prędko!
— Dobrze! lecz gdzież moneta?
— Oto jest! — odrzekł Duplat i z dumą sięgnąwszy do kieszeni, wydobył z niej garść złota.
— Ha! ha! luidory? — wołali w uniesieniu, ujrzawszy napełnioną nimi rękę dowódzcy.
— Obłowiłeś się widocznie, kapitanie, w ministeryum finansów przy podpalaniu — rzekł, śmiejąc się jeden.
— Mylisz się. To podarunek, od mojej narzeczonej — odrzekł wesoło Duplat.
— Chwacka dziewczyna, do pioruna!
Kapitan zaczął rachować sztuki złota.—
Dwadzieścia jeden śniadań, po trzy franki na osobę, nie licząc wina, to wyniesie ogółem sześćdziesiąt trzy luidory... Masz stary siedemdziesiąt!... przedstaw się po pańsku i zapłać naprzód. Powiedz zarazem kupcowi, że gdyby śniadanie było liche, albo zostało podane niedbale, przyjdziemy z bronią w ręku żądać od niego zwrotu pieniędzy. Leć! każ sobie bramę otworzyć!...
— Dobrze, to na jedzenie — odparł garybaldczyk — a wino?
Znajdziemy je tam na miejscu.
— A kawa?
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/210
Appearance
This page has not been proofread.