To mówiąc, Gilbert spojrzał na Merlina, stojącego w pobliżu.
Towarzysz Duplat’a zrozumiał znaczenie tego spojrzenia.
— A więc, zostawiam was! — odpowiedział. Idźcie razem, bez obawy... Do widzenia!
I zniknął wkrótce w jednej z poblizkich ulic.
Duplat z Rollinem szli razem.
Mąż Henryki słusznie osądził, jak widzimy, że były ów sierżant, spodziewając się nowego zarobku, zapomni o tem co nastąpiło. W rzeczy samej Duplat usunął to już zupełnie z pamięci. Jedna myśl obecnie napełniała mózg jego; pośpieszyć i wyjąć jak najprędzej pieniądze ukryte w piwnicy domu przy ulicy Parmentier, poczem powrócić do siebie dla zmiany ubrania.
Wspólnik Merlin’a szedł tak prędko, że Gilbert zaledwie zdołał za nim wydążyć.
— No! mów teraz — rzekł — o co chodzi? Szedłeś mnie szukać pod nawałą kul i granatów, spadających jak deszcz na głowę. Sądzę, że nie było to w celu zobaczenia mego oblicza?
— Masz słuszność — rzekł Gilbert.
Rzecz, o której chcesz mówić zemną, jest więc bardzo ważna.
— Niewątpliwie.
— Dotyczy ona mnie czy ciebie?
— Dotyczy nas obu.
— A więc mów prędko, ponieważ się śpieszę.
— Nie na ulicy, ani wśród niebezpieczeństwa możemy o tem mówić...