— Dla czego termin tak ścisle oznaczony Gilbert. — Wszakże wiesz dobrze, iż wypłata zależną jest od czasu, w którym poczniemy użytkować z dochodu od kapitału?
— Dla tego też daję ci dłuższy termin — odparł były sierżant. Mamy Maj teraz, zatem do Marca roku przyszłego, upłynie dziesięć miesięcy. Przypuśćmy, że stryj twej żony będzie chciał zwinąć swe flagi i przenieść się „ad patres“ aż w następnym dopiero roku, w miesiącu Kwietniu nowa zatem zwłoka jedenasto miesięczna przed pierwszą wypłatą. To razem stanowi blizko lat dwa, mój stary. Przez ten czas będziecie mogli wygodnie się urządzić, i ten wydatek nie uczni różnicy w waszym budżecie. Pisz zatem na tych czterech świstkach i uważaj mnie jako swojego dobroczyńcę!
Gilbert spścił oczy, ażeby ukryć dziką nienawiść, jaką zaiskrzyło jego spojrzenie.
Gdyby Duplat był pochwycił w przelocie ów straszny blask jego oczu, gdyby był odgadł, jaka burza wstrząsała mózgiem męża Henryki, byłby niewątpliwie zdusił na miejscu swego dawnego kapitana.
Na szczęście nic nie dostrzegłszy, dyktował dalej:
— Koniec rzekł a teraz napisz trzy takie same weksle, z zatrzeżeniem prolongaty na sześć miesięcy.
Gilbert zaczął pisać, a gdy ukończył, były sierżant wziąwszy weksle w ręce, czytał je jeden po drugim, szczegółowo, uważnie.
— Dobrze rzekł, po owym przeglądzie. Schowaj te papiery, dopóki ci nie dostarczę tego małego komara, którego tak pilno potrzebujesz. Wtedy zrobimy zamianę. Ja ci przyniosę dziecko, ty oddasz mi weksle. Ale, miałem zapytać — dodał — co zrobiłeś z ciałem swego zmarłego noworodka?
Zostawiłem je przy matce w piwnicy.