— Dobrze!
— Idźmy zatem.
Tu Merlin prowadził za soba Duplat’a do biura, gdzie pomimo pierwszego dnia uroczystości Zielonych Świątek, siedział urzędnik załatwiający interesantów.
Starano się wszelkiemi sposobami zaprowadzić porządek w administracyi, pogrążonej przez czas wojny w największym nieładzie, ażeby zadość uczynić potrzebom mieszkańców tego okręgu, napływającym licznie do merostwa.
Merlin był tu osobistością dobrze znaną urzędnikom, którzy uważali go jako pożytecznego agenta dla rządu Wersalskiego podczas Kommuny.
— Dzień dobry panie Merlin — rzekł jeden z piszących przy stole. — Czem panu mogę służyć?
— Oto dziecko wyratowane z płomieni, przez tego dzielnego człowieka — odrzekł zapytany, wskazując na Duplat’a trzymającego dziecię. — Zechciej pan zapisać do rejestru szczegóły, jakie on poda, podczas gdy ja pobiegnę powiadomić o tym wypadku pana mera i zapytać go co mamy czynić tym dzieckiem?
— Rozumiem, panie Merlin, ale niemogę wpisać do ksiąg tego niemowlęcia bez upoważnienia pana mera.
— Zaczekaj pan zatem, ja rychło powrócę.
Merlin wyszedł.
Na uprzejme zaproszenie urzędnika Duplat usiadł, trzymając, dziecię na kolanach.
Ów łotr doznawał śmiertelnego niepokoju, myśląc co dalej się stanie
Pokładał ufność w Merlina, lecz nie był pewnym czy tenże miał tyle wpływu, ażeby wydobyć go z tego kłopotu?
Po dziesięciu minutach Merlin ukazał się wreszcie.
Panie Bertin — rzekł do urzędnika — pan mer życzy sobie ażebyś pan przyszedł do jego gabinetu. Chodź i pan także dodał,— zwracając się do Duplat’a i na ucho szepnął mu z cicha: Wszystko dobrze.“
Wyszedłszy z biura, udali się we trzech razem do oddzielnego gabinetu mera, gdzie otworzy wszy drzwi, Merlin, wpuścił urzędnika i Duplat’a z dzieckiem, poczem sam wszedłszy, drzwi zamknął za sobą.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/269
Appearance
This page has not been proofread.