Urzędnik wypełniwszy swój akt, zostawił puste miejsce do wpisania nazwisk, poczem czytał dalej, powtarzając ostatnie słowa:
...której nadano imię Róża.
Na tem się akt kończył.
— Zechciejcie podpisać panowie — mówił Bertin, podając pióro Duplat’owi.
— rzecz Były sierżant podpisał bez wachania Juljan Servaize.
Sfałszowane nazwisko w akcie prawnym, ryzykowna do pioruna! myślał, podpisując. — Nie z mojej to jednak winy. Zdziałał to Merlin. Zresztą nie pociągnie to złych następstw za sobą. Skoro to pisklę raz oddanem zostanie do Przytułku, nie usłyszę o nim więcej.
Merlin podpisał teraz z kolei swoje nazwisko.
— Panie Servaize — wyrzekł urzędnik do Duplat’a — skoro pan oddasz dziecię tej mamce, bądź łaskaw nakazać jej, ażeby nam jak najprędzej odniosła kołderkę i to wszystko w co niemowlę jest ubranem, a co zapisaliśmy w protokule.
— Uczynię to, przyrzekam — rzekł Duplat.
— Idźcie teraz panowie, do mera, prosić go o potrzebne dowody, za ukazaniem których mamka przyjmie to dziecię w Saint-Maur.
Duplat z Merlinem mieli już wychodzić, gdy we drzwiach ukazał się Gilbert Rollin, w towarzystwie swego sąsiada pana Launay i kobiety niosącej dziecię na ręku.