Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/310

From Wikisource
This page has not been proofread.

 — Ale może to niewypada? — wtrącił Boulard.
 — Tak, w rzeczy samej — poparł Duclot — przeszkadzać w czasie roboty nie można. Mogłoby to wzbudzić podejrzenia nie korzystne dla niej. Z drugiej zaś strony przyjechawszy umyślnie do Champigny dla widzenia się z nią, niechciałbym napróżno odbywać tej podróży. Nie wiesz pan przypadkiem, panie gospodarzu, gdzie ona zamieszkuje?
 — Niewiem — rzekł Bordier — ale dowiedzieć się można.
 — W jaki sposób?
 — W mojej pralni są robotnice, które znają Palmirę. Zaczekaj pan!
 — To mówiąc restaurator, podszedł do okna wychodzącego nad rzekę, gdzie na wybrzeżu prało z pół tuzina dziewcząt i wychyliwszy się:
 — Hej! Gillott’a!-zawołał.
 Obaj agenci zamienili z sobą spojrzenie.
 — Czy to mnie wołasz, papo Bordier? — ozwał się głos kobiecy.
 — Ciebie.
 — Czego więc żądasz?
 — Wszakże znasz prasowaczkę Palmirę?
 — Ma się rozumieć, że ją znam.
 — Niewiesz, gdzie ona mieszka?
 — Bardzo ztąd blizko, przy ulicy Bretigny pod 9 numerem, w domu Boutr’ego.
 — O której godzinie wychodzi z pralni?
 — Z zapadnięciem nocy. Zdaje mi się jednak, że ona nieposzła dziś do roboty.
 — Dla czego?
 — Niewiem.
 — Dziękuję ci za objaśnienia.
 Restaurator, zamknąwszy okno, powrócił do dwóch agentów.
 — No! otóż pan jesteś zadowolonym — wyrzekł. — Ulica Bretigny, jest to mały zaułek, łączący się z Paryzką ulicą, prowadzącą w pola. Wyszedłszy ztąd, przejdziecie panowie równinę, co najwyżej kwadrans drogi.
 — Jesteś zacnym człowiekiem, panie Bordier rzekł Duclot, ściskając rękę restauratora. Będę więc mógł ucałować ma siostrę i pogawędzić z nią trochę. Skoro dziś nie