ksiądz d’Areynes mógł mieć mu do powiedzenia o owym byłym sierżancie 57 bataljonu?
— Serwacy Duplat? — powtórzył — był to wielki łotr, nędznik, zdolny do wszystkiego, z którym złączony okolicznościami, zmuszony byłem ulegać jego wymaganiom. Zresztą widziałeś sam kuzynie jego postępowanie i możesz go osądzić.
— Osądziłem go już, należycie.
— Jakiż więc powód cię znagla do zajmowania się tym nędznikiem?
— Powód nader ciekawy, jaki zrozumiesz, wysłuchawszy mnie przez chwilę.
— Mów zatem...
— Podczas wojny — zaczął wikary — gdy byłeś kapitanem Gwardyi Narodowej, służył w twojej kompanii gwardzista, nazwiskiem Paweł Rivat.
Na te wyrazy niepokój Gilberta zamienił się w trwogę. Zdołał jednak pokonać zmięszanie
— W rzeczy samej — odrzekł spokojnie — przypominam sobie, że ów Paweł Rivat został śmiertelnie ranionym w bitwie pod Montretout.
— Umarł, w kilka miesięcy później skutkiem tych ran w Wersalskim szpitalu. Byłem obecny przy jego śmierci-odparł Raul d’Àreynes.
Znałeś go więc kuzynie?
Wszak połączyłem ich związkiem małżeńskim w kościele świętego Abrożego, na rok przed jego śmiercią!
Mówiłem ci kiedyś, przypominam to sobie, o tej młodej kobiecie? ciągnął dalej wikary.
— Być może, musiałeś jednak mówić to pobieżnie, ponieważ nie pomę — odparł Gilbert, nie wiedząc ku czemu