„Czas to pieniądze“ mówią Anglicy.
Od chwili swego przybycia do Paryża z Numei, Gaston Dèprety, ów mniemany wicehrabia de Grancey, starał się wprowadzić w czyn owo stare przysłowie Wielko-Brytańczyków.
Widzieliśmy tego łotra działającego w Champigny i Amboise z niezmordowaną energja, wśród burzy i piorunów, pragnął albowiem dojść jak najprędzej do celu.
Zostawszy posiadaczem banknotów i weksli stanowiących majątek Duplat’a, powiedział sobie:
— „Trzeba mi się teraz ukazać“.
Ukazać się jako dżentlemen, nie mieszkać w pokojach meblowanych i ubierać się u pierwszorzędnego krawca. Nic lepszego po nad „szyk“! dla chcących ludziom zasłonić oczy i zmylić ślady policyi.
Co powiedziane, to i wykonane.
Zaraz nazajutrz, ów były galernik wynajął przy ulicy Caumartin małe mieszkanie składające się z saloniku, sypialni i przedpokoju.
Było to wystarczające, ponieważ nie miał zamiaru stołować się u siebie.
Sprowadził sobie nader przyzwoite meble, kupił bieliznę, uporządkował garderobę, zjednał sobie odźwiernego dawszy mu dwadzieścia franków na piwo i ugodził go do miesięcznej obsługi za dwa luidory, poczem we dwadzieścia cztery godzin zainstalował się w nowem mieszkaniu.
Wydatki te znacznie uszczupliły jego kapitalik, pozostało mu wszak jaszcze dosyć pieniędzy na oczekiwanie sposobnej chwili do wymierzenia ciosu przeciw Gilbertowi Rollin.
Przede wszystkiem należało mu się dowiedzieć, czy ów pan Rollin żył jeszcze? gdzie mieszkał? czy byłby w stanie