Upłynął miesiąc, a Henryka wraz Blanką nie wyszły po za próg pałacu.
Rekonwalescencya pani Rollin przeciągnęła się dłużej niż doktór przewidywał.
Pomimo gorącego życzenia chorej, ażeby udać się mogła na nabożeństwo do kościoła świętego Sulpicyusza, a następnie odwiedzić księdza Raula przy ulicy Tournelles, zmuszoną była zastosować się do poleceń doktora Germain, wzbraniającego jej wyjścia na zewnątrz.
Matka wraz z córką żyły smutne, osamotnione w owym wspaniałym zbytkownie urządzonym mieszkaniu, gdzie nikt do nich nie przychodził i gdzie nawet obecności księdza d’Areynes i Lucyana de Kernoël pozbawionemi zostały.
Od czasu swego powrotu z Monte Carlo Gilbert dwa razy tylko ukazał się w pokojach swej żony, dla zachowania pozorów wobec służących. Zamieniwszy z nią kilka zdań banalnych, odszedł, nie uścisnąwszy nawet Maryi-Blanki.
Obie kobiety cierpiały srodze skutkiem tej jego obojętności i tego opuszczenia.
Nareszcie doktór zniósł zakaz wydany.
Henryce wyjść było wolno, pod ścisłym jednak warunkiem, ażeby to wyjście nienaraziło jej na zbyteczną fatygę, ani wzruszenie. Pragnął obok tego ażeby rekonwalescentka szła pieszo, dla użycia ruchu umiarkowanego. Czyż potrzebujemy opisywać radość Maryi-Blanki wynikłą z tego pozwolenia? Młode to dziewczę tak było spragnionem świeżego powietrza i jakiej takiej rozrywki!
Ułożono pomiędzy matką a córką, że nazajutrz udadzą się obie do kościoła świętego Sulpicyusza, a potem w odwiedziny do księdza d’Areynes.
Z gorączkową niecierpliwością oczekiwała Marya-Blanka dnia tego, ponieważ spodziewała się otrzymać przy ulicy