Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/625

From Wikisource
This page has not been proofread.

 Był to wysokiego wzrostu, trzydziestopięcioletni mężczyzna, o pogodnej, otwartej fizyonomii.
 — Pochodzisz z tych okolic? — zapytał go Duplat.
 — Tak, tu jestem urodzony i wychowany — odrzekł. — Byłem świadkiem najścia Prusaków w 1870 roku. Mam lat trzydzieści pięć, byłem natenczas bardzo młody, co mi nie przeszkadzało strzelać do nich. Straciłem ojca i matkę kiedyś połączę się z nimi, na cmentarzu, gdzie spoczywają oboje od lat pięciu.
 — Nigdy nie wyjeżdżałeś z Champigny?
 — Nigdy! Mój ojciec pracował przy wypalaniu cegły, ja wolałem zostać grabarzem. To zdrowsze zajęcie na świeżym powietrzu.
 — Znasz więc zapewne wszystkich tu mieszkańców?
 — Ma się rozumieć, od najstarszego do najmłodszego.
 — Powiedz mi czy rodzina Lagier żyje jeszcze?
 — Żyje, Lagier utrzymujący pralnię.
 — Znasz ich więc?
 — Jak najlepiej. Żyją wszyscy. Zacny to dom, robotnicy zawsze tam znajdowali zarobek. W tej chałupie, który rozebrano teraz przy ulicy Bretigny, przepędzałem mile godziny, w towarzystwie ładnej dziewczyny, tak ładnej, jakiej nie znajdzie nawet w Paryżu.
 Tu grabarz przełknął spory łyk wina.
 Naprowadził sam rozmowę na przedmiot interesujący Duplat’a, owóż ten słuchał go z natężoną uwagą.
 — Ach! jak ona była ładną!... ta praczka — powtarzał rozpromieniony, — nazywano ją w całej okolicy „piękną Palmirą“.
 — Palmira! — powtórzył Duplat — ja ją także znałem.
 — Znałeś ją?
 — Doskonale!
 — Gdzie?... zkąd? u czarta? Nieprzypominam sobie abym kiedykolwiek cię tu widział?
 — Poznałem się z nią w Paryżu, podczas oblężenia. Jeździła tam ze swemi pracodawcami Langier’ami.
 — Tak, w rzeczy samej i powróciła później z niemi do Champigny. Bałamutka.... jak niema drugiej, ale robotnica doskonała.
 — Czy mieszka ciągle w Champigny?