ny przezeń dnia poprzedniego, za pomocą której to kopii rozpocząć miał poszukiwania i śledzić przeszłość Róży.
Spotkał go jednak zawód.
Wyciąg nie był jeszcze gotowym. Polecono mu przyjść o czwartej godzinie, przed samem zamknięciem biura.
Odszedł niezadowolony, ponieważ to paraliżowało mu plany i przeszkadzało w wyjeździe do Blois. Mocno rozgniewany, udał się na ulicę, Caumartin by powiadomić o tem Grancy’a, a niezastawszy go w domu wsunął pode drzwi kartkę napisaną w tych słowach:
Na kilka minut przed czwartą, przybył powtórnie do merostwa, gdzie wydano mu dowód żądany.
Niemógł jechać inaczej, jak pociągiem wychodzącym z Paryża o wpół do dziewiątej wieczorem, skutkiem czego przyjechał do Blois przed północą. Omnibus stacyjny zawiózł go do miejskiego hotelu, gdzie zanocował.
Odkąd dzięki szczodrobliwości Palmiry był przyzwoicie ubranym i czuł w kieszeni portmonetkę napełnioną pieniędzmi, Serwacy pozbył się włóczęgowskiej swojej powierzchowności.
Nikt by nie przypuścił, że pod postacią Juljana Servaize, kryje się były galernik.
Wstał późno, a po śniadaniu kazał sobie wskazać drogę do Przytułku dla obłąkanych.
Tu jednak zatrzymał go odźwierny, mówiąc:
— Nie możesz pan wejść. Dziś nie jest dzień wizyty; chyba że pan na to otrzymasz oddzielne pozwolenie dyrektora, lub zarządzającego lekarza.
— Ja nieprzychodzę na wizytę — rzekł Duplat. — Chciałbym pomówić z panem dyrektorem.
— Skoro tak, wejdź pan. Biuro dyrekcyi w pawilonie, po lewej, w podwórzu.
Duplat udał się według wskazówek.