— Jakiś człowiek szepnęła Joanna, drżąc cała z trwogi.
— Zapewne mieszkaniec miejscowy odrzekł Grancey i z całej siły ujął ramie Joanny.
Nocny wędrowiec podążał naprzeciw nim trzymając grubą pałkę w ręku.
— Która godzina? — zapytał głosem chrapliwym, zagradzając drogę.
— Idź swoją drogą! — odrzekł Grancey. — Nie wiem która.
— Oddajcie pieniądze — zawołał nieznajomy zamierzając się pałką.
— Boże mój! — krzyknęła przerażona Joanna — na pomoc!... na pomoc!
W tej chwili ciężka pałka Duplat’a spadła z całą siłą na głowę wdowy. Joanna jęknęła i padła na wznak ogłuszona.
— Do dzieła zawołał Duplat, klękając przy ciele. — Prędzej, prędzej, zrewidujmy kieszenie. Nie zostawmy nic coby posłużyć mogło do poznania jej osobistości.
Czynność tę, godni siebie dwaj wspólnicy uskutecznili w kilka sekund.
— A teraz kończmy z tym trupem rzekł bandyta ty bierz za nogi, ja za głowę i w wodę!
Podnieśli ciało do urwistego brzegu Sekwany, rozbujali w powietrzu i z całym rozmachem wrzucili do wody.
— No, przyjemnego spaceru, matko Joanno rzekł Duplat, śmiejąc się.
Nagle drgnął. Jakiś głuchy szmer dobiegł jego uszu z drugiego brzegu rzeki.
Po chwili szmer powtórzył się.
— Czy słyszałeś? — zapytał Duplat swego wspólnika.
— Słyszałem.
— Coś tak, jak gdyby ktoś zawiosłował.