Przybiegły trzy klacze, jak trzy wichry morskie, i stanęły, zadrżały, zdeptać jej nie mogły — ona tak piękną była!
Król trzem posłom wsiąść każę, posłom, co przywiedli Gndrunę — pierwszy skoczył oklep sławny jeździec Eryk, drugi za nim rudobrody Hargaz i trzeci ponury Levenskiold[1] o długim dzirycie.
Znów od bram dziedzińca puścili się razem i przybiegli, jak trzy wichry morskie, i przeszli, tratując po śnieżnej Gudrunie.
Wszyscy, co tam stali, wrzasnęli, śmiejąc się z ojca i brata Gudruny, a u stóp Hakona kałuża krwi była i kosy rozplecione pływały w niej czarne.
O biedna, biedna!
Zemszczona. Dalej, Hagenie!
Zorza północna buchała po niebie, kiedyśmy na lodzie siadali w milczeniu. Dwudziestu nas było i koń Rytygiera był z nami, koń Snafner, czarny cały, z nastrzępioną grzywą, z iskrzącym u siodła toporem. Trzy słońca i trzy księżyce chmurami powlekła nam burza, ale wicher nam sprzyjał i wył w stronę Hakona, jak psy dniem przed śmiercią pana. Rankiem dnia czwartego wyspa Danów ukazała się nam!
Przed blizkim brzegiem nie dotrzymał na pokładzie pan wasalów, Rytygier o niechybnem cięciu. Skoczył na konia i konia rzucił z sobą w fale, my wszyscy za nim, stąd, zowąd, wokoło płyniem, wytężając ramiona i podnosząc karki — okręt nasz za nami rozbijają skały!
Hakon w pałacu, otoczon rycerstwem, pił i szydził z zabitej Gudruny. Usłyszał tętent Snafnera, pił dalej i rzekł: „Szczęśliwym, szczęśliwym. Dziś ksią-
- ↑ Levenskiold (czyt. Lefenszild).