W grobach twych mieszka nie śmierć, lecz natchnienie
I stróż twój wieczny — to Anioł Piękności!
Na twoich lądach ja szczęśliwy byłem,
Na twoich morzach gwiazda mi świeciła,
Której tu niema — a tak boską była,
Że chyba zginę, kiedy ją straciłem!
Ona się tylko na mej życia fali
Jedna odbija — inne wszystkie ciemne!
I tę mi ludzie — i tę odebrali!
Ludzie bez ducha, jak gady nikczemne,
Co mają oczy do klamek przybite,
Co uchem słyszą westchnienia ukryte
I ćwiczą język, by jak żądło wiotki,
Chwytał w lot kłamstwo i roznosił plotki.
A każdą plotkę, nim rzucą z wiatrami,
W motyle skrzydła oczepiają sami
I wprzód ją sokiem utuczą skorpiona!
A bajka wtedy, jak smok, wystrzelona
Kręci się, lata i syczy i truje —
Oni się patrzą i klaskają w ręce;
Co im do tego, że gdzieś kona w męce
Duch, który myśli, lub dusza, co czuje?
Oni nie myślą — nie czują — nie wiedzą,
Co serce zdoła wycierpieć na ziemi —
Bo anioł serca nie był nigdy z niemi,
Szatanki zabaw tylko przy nich siedzą!
Haniebne słowo ich dusz nie obraża —
Kto pieśń natchnioną usłyszy w ich kole?
Jeden się tylko pomysł na ich czole,
Pomysł wygody, jak plama, wyraża!
Życie ich — mierność, a wiara ich — złoto!
Szczęścia nie znali — nigdy nie zaznają,