Dotąd w promieniach widomego słońca
Ty rudel trzymasz, ja rozpuszczam żagle. —
I tak płyniemy na wieki... bez końca!
Rok mój, rok szczęścia, czego mi umiera?
Czemu go wieczność z rąk moich wydziera,
Czoło mu wieńcząc umarłych pokojem?
Jam go tak kochał! — On był dobrem mojem ...
A teraz anioł ten zdejmie koronę,
Skrzydła nad twarzą, zamknie, jak zasłonę,
I zstąpi w trumnę — ot, bije godzina...
Inna się zorza tam, na niebie, wszczyna,
Inny się anioł ludzkim oczom zjawi...
A ja nie patrzę, ja tylko przeklinam —
Bo ten dzień nowy bez ciebie zaczynam
I serce moje krwią wspomnień się krwawi...
Ja cię nie żegnam. — Przez to, co świętego
Czczę na tej ziemi, przez cześć kraju mego,
Nie żegnam ciebie — przez Boga żywego,
Nie żegnam ciebie — chyba z fali szumnej
Wyrośnie dla mnie płynne wieko trumny,
Chyba mnie porwą i pójdę, okuty,
W zamarzłą wiecznych męczarni krainę
Znieść karę za to, żem jedną miał winę:
Że z czci nie byłem — jak podli — wyzuty!
Lecz się nie lękaj! Mam stróża-anioła,