Jump to content

Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/92

From Wikisource
This page has not been proofread.

bladły na czołach książąt, a miecze obrońców wolności skruszyły się w ich dłoniach, jakby spiż i żelazo zmieniły się w szkło lub glinę i istnieć przestało cokolwiek było piękne i wzniosłe w innem stuleciu. Przeznaczenie narodów niczem nie zdaje się różnić od doli jednostek, ten sam los ciąży snadź na masach i na indywiduach i ten sam całun rozściela się dla jednego człowieka i dla całego państwa. Byłoż-by więc przeznaczeniem ludzkości nie módz kroku naprzód postąpić bez walki z tysiącem przeciwności, a po kilku takich krokach zapadać znów w otchłań nicości? Byłaż-by ziemia siedliskiem samych tylko zapór i przeszkód bez zasobu sił by zwyciężyć, a potop nieszczęść miałże-by zawsze pochłaniać dzieła cnoty i talentu? Czyżby sprężyny poruszające niegdyś republikę, potężną i wielką przez całe wieki nie mogły działać znowu? czyż nieszczęsny i nieunikniony kres ma być wiecznem rozwiązaniem wszystkich pięknych czynów i myśli ludzkich? Więc męstwo zaginęło wśród tych murów, które tak długo patrzyły na owo szlachetne wysiłki i miałyż-by, ku hańbie rodzaju ludzkiego, ściany pałaców trwalsze być od porywów nieśmiertelnej duszy? Czyżby uczucia Wenecyan spotkał los dzwonu św. Marka, który, wywoławszy niegdyś drgnienia tylu serc, zamilkł na zawsze? Trzeba zatem uwierzyć, że wyniki ojczyzny duchowej człowieka, mniej mają siły, niż cielesnej, skoro codzień róże kwitną i codzień wierzby zielenią się na grobach, zawierających trupy, gdy mało mamy przykładów, by ludy dźwignęły się z upadku i z łańcuchów ciążących wykrzesały iskrę swobody. Nic nie śpi, nic nie ginie w fizycznym rzeczy porządku: rozsypujące spróchniałe kości w wieńce kwiatów się przekształcają, a bogate łany zbóż kołyszą złociste fale na polach rzezi a myśl ogólna, zasada kierownicza, co ożywiała ludy i państwa, często zdaje