»Bo jeśli niema miasta, ja je śnię«,
odpowiesz jej dumnie i pogodnie, boć dla ciebie śnić, to wierzyć w istnienie, bowiem
»Sny nie są prawdziwszemi, gdy jawą się staną«.
»Bowiem w to umiesz wierzyć, w co chcesz wierzyć«.
Bowiem dla ciebie »uwierzyć to stworzyć«.
I życie całe to sen jeno, »dnie, godziny snu«...
O, wiesz dobrze, że
»każdy sam siebie ciągle jeno śni,
Przeżywa swoją własną baśń o sobie«...
Oto, spojrzyj:
»Na szklance, z której piję rozmarzone wino,
Wklęła sztuka szlifierska, w jasny kryształ czeski
Kilka drzew wrytych w przeźrocz zuchwałemi kreski
I jelenia, co kroczy ostrożnie gęstwiną.
Marzyciel, złud zaklinacz, snom daję moc wcieleń,
Przysięgam, że to puszcza głucha, tajemnicza:
Wnet bezbarwny rysunek drzew rozkwita w zieleń
A czarom mym wierzący kłam prawdy użycza...«
Tak samo z każdą rzeczą, w drodze pątniczej spotkaną. Z każdem wydarzeniem życia.
Pod jednym, naturalnie, koniecznym warunkiem:
»Wszystko to się stanie.
Gdy w wiary moc uwierzę«.