LAS OPĘTANY.
Burzą wichrów, zbudzoną w gąszczy drzew splątanej,
Las zawył i wybuchnął z mrocznych swoich kuszczy.
Zahuczał gniewem, bolem, rozpętał orkany,
Jęczał rozpaczą dzikiej trwogi, przeczuwanej
Gdzieś w nieznanych ostępach niezgłębionej puszczy.
Zahuczał gniewem, targał w rozpaczy drzew szczyty
Obłędnem przerażeniem tajemnych swych kniei,
Grozą upiornej tajni w swem łonie ukrytej,
Kędy śpi lęk śmiertelny w noc czarną spowity.
Wył wstrząsany bezdennem łkaniem beznadziei.
Szarpał go strach i trwoga, co głębie najskrytsze
Zaległa, gdzie wiatr żaden wpaść się nie odważa
I nigdy zgniłych, czarnych wód z pleśni nie wytrze,
Kędy jakieś straszliwe oczy patrzą chytrze,
Od których włos siwieje i krew się zamraża.
Miotał się, wył i ryczał opętany, dziki
I smagał chmury mocą wściekłości napastną...
Nagle struchlał własnymi przerażony ryki,
Swej rozjuszonej trwogi bluźnierczymi krzyki...
Zmilkł kryjąc gniewy w swego wnętrza głąb przepastną.