Odblaskiem czoła swego ciche pola złoci,
Rozradowana łaską swej własnej dobroci,
Rzeźką beztroską swojej swobodnej ochoty,
Szczęśliwą rozrzutnością swej złotej pieszczoty.
Staw, niespokojny malarz nieba i obłoków,
W kołysanie swej fali powab nieba zwabia,
Podstępnem swem udaniem niebiosa podrabia:
i lśni w dwóch różnych stronach dwie pełne uroków
Ojczyzny snów, obłoków i rozpiętych skrzydeł,
Łudząc ptaki igraszką ułud i mamideł,
Że zawisły w przestworzu cichem nieruchome,
W którą ojczyznę lecieć mają — nieświadome...
Weselnem powitaniem wiosny lśnią uśmiechy
Dali. Szczęście pozdrawia świat w złotej pogodzie...
Pierś pije zdrową siłę ochotnej uciechy,
Nic nie cięży na marzeń tanecznej swobodzie...
Wypoczętym w zimowym śnie gałęziom krzewów,
Bezlistnym jeszcze, lecz już drżącym niecierpliwem
Przeczuciem zapłodnionych żywotem powiewów;
Krzom zbudzonym rozkoszną tęsknotą za żywem
Wybujaniem rozkwitu — śni się im przepyszny
Ciężar kwiecia, co wonną śnieżycą odzieży,
Sypkim puchem im wątłe gałązki upierzy...
Drzewa z martwoty swojej wyrwane zacisznej,
Połechtane krążeniem drogich soków nowem,
Bogaty zapas zimy dobywszy z ukrycia
Piją ziemię i rzeźwe powietrze ze zdrowem
Łakomstwem ust zgłodniałych pełnych piersi życia.
Ledwo łodygi drgnęły szmerem krwi roślinnej,
Rodzącymi się dziwy zaniepokojony