POD KRZYŻEM.
Był wieczór letni: godzina, co godzi
I jedna jawę dnia z nocy marzeniem,
Cicha słodyczą ostatniego słońca,
Co, w sen się kłoniąc, skośne blaski rzuca
Na pól różowe ściernisko, po którem
Przeszła dopiero srebrna żeńca kosa,
Jak sierp księżyca po niebios zagonie
I zostawiła poza sobą długie
Fale poległych kłosów i woń chleba.
W łagodnie zmierzchłej dali słychać ciche
Gwary wsi dobrej, kędy po dniu pracy
Troski się dzienne na spoczynek kładą,
Jako się kładą siwe dymu smugi
Na ziemię, sennie ze strzech się snujące,
A ukojona cisza słodko gędzie
Podzwonną dniowi pieśnią skrytych świerszczy.
Na dróg rozstaju pustym i odludnym,
Na czarnym krzyżu wisi uwieńczony
Cierniami Chrystus nagi i samotny
I w oddal patrzy gasnącą źrenicą
Tak beznadziejnie smutno i rozpacznie,
Jakby nad krzyżem już nie było nieba,
A pod tem niebem wielkiej, pięknej ziemi.