STWÓRCA ŻYWIOŁÓW.
I.
Sam w bezkresie, pustelnik świata, próżen stoję,
Urodzony w nagości, z bezimiennem licem
I nie mając niczego, cobym nazwał: moje;
Zrodzon, by ojcowizny swej nie być dziedzicem,
Pasierb bytu, ze wszystkich wydziedziczon włości,
Wśród których mnie stawiła moc, co mi rodzicem;
Przybysz obcy, wepchnięty między wrogów w gości,
Którzy, pod pięścią Tajni otwarłszy mi wrota,
Spiskują pełni gniewu, przekory i złości.
Wkoło mnie głód, pragnienie, zimno i ciemnota,
Czeluść obca, nieznana i otchłań milczenia...
O, przeraźliwa, głucha pustynio żywota!
Nędzo!! Stać nad przepaścią, co się wybezdenia,
A nie mieć źdźbła dla dłoni, ani piędzi ziemi
Dla stopy, ni dla oczu jednego promienia!
świat pusty, jak puhary wypite głodnemi
Usty zmarłych, jak nieme zwierciadła w komnacie,
Z której uciekli wszyscy przed widmy nocnemi.