Zdobycz
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zdobycz |
Pochodzenie | W cieniu miecza, cykl Oblicza |
Data wydania | 1922 |
Wydawnictwo | Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska« |
Druk | Zakłady graficzne „Bibljoteki Polskiej“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały cykl Cały tomik |
Indeks stron |
[ 49 ]ZDOBYCZ.
I.
Dwa serca do niej biły, jak dwie pięście
Do jednej bramy, kędy cud się chowa,
A sercom echem grało już nieszczęście,
Jako złowieszcza w nocnym lesie sowa.
Dwa serca do niej biły, jak dwa miecze
W skarbiec, gdzie rozkosz jest zwycięzcy łupem...
Nie mogła Boga wzywać na odsiecze,
Ale z nas jeden mógł w piasek paść trupem;
Nie mogła wzywać, by nam obom gardły
Kazał jeść ziemię, gdzie się żmije lęgą,
Bo o nią nasze dwie żądze się żarły,
Ona zaś serca nie miała drugiego,
A jedno dała już. — I dar gołębi
Piersi złożyła przed snów tajnym progiem
Temu, co krew mi widokiem swym dębi
I choćby bratem był, musi być wrogiem!
Spętał ją w więzy, choć nie tknął jej włosa,
Ukradł ją, chociaż nie wyciągnął dłoni.
W śnie mu oddała się naga i bosa,
Choć on w śnie nagość jej w biel śnieżną słoni.
[ 50 ]
Wziął ją, jak wicher liść, jak pożar słomę,
Chwycił, jak płuco dech, jak gniew nóż chwyta,
A ona słała mu śluby kryjome,
O których serce wie, chociaż nie pyta.
Jeno zwierciadło wód zdwajać umiało
Jej postać cudną, gdy szła nad strumieniem.
Lecz jedna tylko postać miała ciało,
Więc i z nas jeden musiał stać się cieniem.
Za dużo było nas aż dwóch na świecie,
Gdy ona była nam światem w przestworze.
świat ten zbyt trudno dwom unieść na grzbiecie
I jeden tylko udźwignąć go może.
Krew jest czerwoną, ale śmierć jest biała,
Krew jest gorąca, ale grób jest zimny...
Ledwo-m pomyślał, nóż wpił się w miąższ ciała,
A z krwi kałuży kurzył obłok dymny.
Trupa-m precz cisnął, jak wyrzut sumienia,
Krew z noża starłem, jako zazdrość z duszy...
I długo piłem wodę ze strumienia,
Chciwie, jak ziemia spękana od suszy.
I ległem ciężko w leśnem uroczysku,
Z piersią spokojną, jak górska dolina
I pozdrawiałem gwiazdy po nazwisku,
A każda imię jej mi przypomina.
[ 51 ]
I byłem szczęśliw, jak noc księżycowa,
Żem jest i piękność jej jest na tej ziemi,
Słodka jak wino i jak wiosna nowa...
Aż sen mi oczy tknął usty niememi. —
A rano czarny od nocnego spania,
Stawiając poprzód ciężko stopę twardą,
Szedłem, gdzie biała trwożyła się łania...
A ona w pierś mnie uderzyła wzgardą!
Wstręt swój, jak popiół, cisnęła mi w oczy,
Twarz zesmagała nienawiści biczem!
Ale-m ja nie jest ten, który wstecz kroczy,
Ale-m ja nie jest ten, co wraca z niczem.
Szaleństwo serce mi jako dzban stłukło,
Krew w skroń skoczyła... bo krew była w dzbanie!
Zgiąłem ją w rękach niby trzcinę smukłą,
Opór złamałem, jak pręt na kolanie.
W oczach mi gwiazdy zwichrzyły się złote
Z kwieciem jej oczu i ust pianą białą...
Oblęd rozkoszy-m kupił za tęsknotę,
A za krew wroga jej najsłodsze ciało.
Gorącą nagość jej i śnieżną krasę
Piłem swem ciałem, jak wargą całunek.
Ogniem się chłodzę i głodem się pasę
I szukam ust jej, nowych żądz zwiastunek.
[ 52 ]
Padam w sad piersi wonią oszołomny,
Płomień rozkoszy członki me owija,
W lesie jej włosów błądzę nieprzytomny
I niepamiętny, że wszystko przemija.
Oczy me ślepe od olśnień zachwytu,
Bezwładna warga, co w wieczność przewleka
Brak tchu w stopieniu ust, wśród zębów zgrzytu
I w zapomnieniu, że czas w dal ucieka.
[ 53 ]
II.
Dzień mój był nocą od oślepień szału,
Noc dniem od dzikich ogni roziskrzenia...
Chwile rozłąki wlokły się pomału,
Jak pełzający wąż, co skórę zmienia.
I dzień odmienia się, jak łuski węża,
A z dni popiołu wstają ciężkie lata,
Jak popiół szare i jako włos męża
I włos kobiety, które szron przeplata.
I płyną lata, jak chmura po chmurze
I sieją liśćmi w jesieni topole
I wiosna gaśnie, więdną złote róże
I smutna zmarszczka zakwita na czole.
I oczy gasną, bledną warg ogrody,
Swieżość poranka, jak opył, się ściera,
Wietrzeje boski czar i urok młody
I serce widzi, ie piękność umiera.
O, dniu przeklęty, gdym rano zbudzony
Poznał, że wiele lat musiało minąć,
Gdym nie chcąc wierzyć, ujrzał przerażony,
że, co zrodziło się, musi też zginąć!
[ 54 ]
Odtąd patrzyłem i widziałem co dnia,
Jak czas zniszczeniem całował jej lica,
Jak piękno gasło, niby w mgle pochodnia,
A każdy dzień był jak nędzy granica.
Uśmiech jej smutny się stał, jak wygnanie,
Usta znużone, jak późne wieczory,
Każde spojrzenie, niby pożegnanie,
Pogrzebem każdy włos siwizną chory.
Tłukłem zwierciadła, by nie powtarzały
Okropnej prawdy i zgryzoty głuchej;
Wyciąć kazałem ogród róż wspaniały,
Bo woń ich była jak zmarłych lat duchy.
O, któż bez zgrozy ujrzy, że już stary,
Bez buntu zniesie, że został żebrakiem,
że młodość, życie, szał i szczęścia czary
Z ostatnim lata odleciały ptakiem!
Któż bez rozpaczy, mając wszystko ongi,
Posiadłszy piękna cud niekazitelny,
Zniesie, że wieczne są tylko posągi
I jeno martwy proch jest nieśmiertelny!
O, żalu dziki i klątwo rzucona
Sile pamięci i bogom w słonecznem
Niebie, iż dawszy nam piękno w ramiona,
Nie uczyli tego piękna wiecznem!
[ 55 ]
Nędzo pamięci o pięknie, co było
Dziwem zachwytu, radością i jawą!
Czemu wspomnieniem nie śpi pod mogiłą,
Lecz żyje nędzną rozkładu niesławą!?
Piękno, co mogło zostać sobą we śnie,
Stało się prawdą upadku, brzydoty...
Błogosławiony, któryś umarł wcześnie,
I swojej własnej nie grzebał tęsknoty.
Błogosławionyś, wrogu mój nieżywy,
Wrogu młodości, lecz dziś przyjacielu.
Tyś zgonu piękna nie widział, szczęśliwy,
Zbity od celu, doszedłeś do celu.
Błogosławiony bądź, młody mój druhu,
Boś ty prawdziwym zwycięzcą z nas obu,
Ty ukochany mi dziś, jak w mym duchu
Sen dawny. Modlę się u twego grobu.
Jam poniósł klęskę. Niech me łzy najkrwawsze
W grób twój, jak haracz dla zwycięzcy wsiękną:
Boś uniósł w oczach zamkniętych na zawsze
Jej nieprzemienne, nieśmiertelne piękno.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |