Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom I/XVIII

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 105 ]
XVIII.

 Upłynęły cztery miesiące od opowiadanych powyżej przez nas wypadków.
 Nadszedł dzień 18 Stycznia 1871 roku.
 Od 15 Września 1870 r, Paryż jest opasany nieprzyjacielskiemi wojskami. Wszędzie, lub prawie wszędzie, klęska po klęsce.
 Wprawdzie na niektórych punktach terytoryum zawsze waleczni francuzcy żołnierze mimo wyczerpania sił i braku wszystkiego, odnosili zwycięztwa, co jednak one znaczyły w obec tylu strat ciężkich?
 Armia francuzka upada pod nawałą mas wojska, przybyłego z Niemiec. Druzgoczą ją one liczbą, niczem więcej jak tylko liczbą.
 Na stronie zachodniej, oddział jenerała Bourbaki’ego zmuszony jest uciec do Szwajcaryi, na wschodzie, pod wodzą Chanzy’ego, pobity ze szczętem, a ludność Paryża nie wiedząc o tych strasznych klęskach, wciąż marzy o „wyjściu masą“ przez jaki wyłom, aby połączyć się z temi oddziałami, o których pogromie nic dotąd nie wie.
[ 106 ] Dzień osiemnasty Stycznia był dla Paryza sto dwudziestym siódmym dniem cierpień i niedostatku.
 Od dwóch tygodni zmniejszono porcye żywności, udzielając je w tak drobnych rozmiarach, ze ludność Paryża doznawała głodowych katuszy.
 Na lewym brzegu Sekwany, pruskie granaty rozrywały dachy domów, raniąc i zabijając mieszkańców, mimo to Paryż nie poddał się jeszcze. Umierający z głodu walczyć dalej pragnęli.
 Dziewiętnastego Stycznia z rana porozlepiano we wszystkich okręgach na murach obwieszczenia zawierające proklacje tej treści;

Obywatele!

„Nieprzyjaciel zabija nasze żony i dzieci. Bombarduje dniem i nocą! Pali i w gruzy obraca szpitale! Jeden krzyk: Do broni! wybiega teraz ze wszystkich piersi!
 „Ci, z pośród nas, którzy mogą położyć swe życie na polu walki, niech idą przeciw wrogowi. Innych, którzy pozostaną, oczekuje cięższa ofiara w poświęceniu się dla ojczyzny, Cierpieć i umrzeć, ale zwyciężyć!
 Niech żyje Rzeczpospolita!
 Tu następowały podpisy członków Zarządu ministrów i sekretarzy. Rozkaz ministra wojny towarzyszył tej proklamacyi.
 Po przeczytaniu tego, nikt nie wątpił, że bitwa prusakom wydaną zostanie. Od dnia poprzedniego, wielki ruch wojsk francuzkich dawał się dostrzedz na wszystkich punktach Paryża. Liczne oddziały zbierały się na drogach wiodących do Saint-Cloud.
 W jedenastym okręgu, kompanje piechoty, bataljony z Belle-Ville, Ménilmontant, z la Roquete i Folie-Mericourt, stały pod bronią od rana, gotowe do wymarszu.
 Odznaczał się wybitnie pomiędzy niemi, 57 bataljon, swem wrzącem wzburzeniem, swą gorączkową niecierpliwością do wzięcia udziału w bitwie.
 Gilbert Rollin, na czele swego oddziału, oczekiwał jedynie na rozkaz do wyruszenia. Przechadzał się niespokojny, ponury, nie mówiąc słowa do nikogo. Sierżant Duplat, rozdzielał porcye żywności mężczyznom.
[ 107 ] Na wszystkie strony, potworzyły się grupy przy gwardzistach. Były to ich matki, żony i, dzieci. Wygłodzeni starcy, anemiczni, wybladli, przywlokłszy się tu, aby zachęcać przyszłych bojowników. ściskali ich, z płaczem powtarzając:
 — Uwolnijcie nas! pomścijcie nas!
 Na uboczu rozległego placu, gdzie znajdowało się dziesięć kompanji piechoty gotowych do wymarszu, trzy osoby tworzyły małą grupę odosobnioną. Grupę tę składali: Paweł Rivat, jego młoda zona i ich sąsiadka, kobieta sześćdziesięcioletnia.
 Biedna Joanna, przez te ubiegłe cztery miesiące, od chwili, gdy powracając z Châlons, spotkała się na drodze żelaznej z jadącym do Paryża Rajmundem Schloss, mocno się zmieniła.
 Zmniejszona ilość pożywienia, cierpienie wynikające ze spodziewanego macierzyństwa, wyczerpywały siły młodej kobiety, którą jedynie podtrzymywała jej moralna energja.
 — Uspokójże się, Joasiu! — mówił do niej Paweł — dla czego rozpaczać przed czasem? Wszyscy musimy spełnić nasz obowiązek, szukać sposobów przełamania pruskich linji. Raz już z tem skończyć potrzeba, aby nie umrzeć z głodu w Paryżu. Ja powrócę... zobaczysz! Byłem w Bourget, w Champigny i nic mnie złego nie spotkało, mimo, że w piekielnych znajdowałem się tam opałach! Upewniam cię, że tym razem wyjdę cały, a będę miał przyjemność przebicia skóry, tym pożeraczom grochowych kiszek i kwaśnej kapusty.
 Joanna łkała cicho.
 — Mówisz, że powrócisz wyjąknęła złamanym głosem. Zkad możesz to wiedzieć?
 — Zkąd wiem? pytasz. Ma się rozumieć, że przysiądz bym nie mógł, lecz mówi mi to moje przeczucie. Jakaś myśl tajemna.
 — Mnie także mówi przeczucie, lecz co innego!
 — Ależ to czyste szaleństwo! uspokój że się, proszę.
 — Nie! nie! to nie szaleństwo! wołała, łzy ocierając. — Ach! gdybyś nie powrócił, pomyśl... co ja bym nieszczęsna poczęła bez ciebie? to dziecię, które ma przyjść na świat, nieznałoby ojca....
 Niepokój biednej kobiety zaczął się udzielać gwardziście.
[ 108 ] — Moja Joasiu! — wołał, tuląc ją ku piersiom — niemów podobnych rzeczy... zaklinam! Wiele mi tem sprawiasz zgryzoty!
 — Paweł ma słuszność-wtrąciła znajdująca się z nimi kobieta. Nie należy się trwożyć bez przyczyny. Twój mąż powrócił wtedy, powróci i teraz, a zanim to nastąpi, ja będę przy tobie, ja... wasza sąsiadka, którą tak kochacie oboje.
 — Matka Weronika dobrze mówi, Joanno — ozwał się Rivat nie będziesz osamotniona. Zresztą moja nieobecność nie potrwa długo. Dwadzieścia cztery godzin. może czterdzieści osiem, a trzy dni najwyżej!
 — Niepowinieneś odjeżdżać!
 — To, co mówisz, jest niemożebnem.
 — Powtarzam, Pawle, że mam złe bardzo przeczucia. Nie jedź! Zostań tu zemną!
 — Miejże rozum, proszę, Joasiu! Zastanów się, czyż mogę porzucić broń i moich towarzyszów? Powiedziano by, że uląkłem się niebezpieczeństw... żem stchórzył! A ty, wszak prawda, niechciałabyś, ażeby coś podobnego mówiono o twoim mężu? Niechciałabyś, ażeby w całym naszym okręgu wskazywano na mnie palcami, mówiąc: — Patrzajcie! to Paweł Rivat, ten nikczemnik, który się ukrył przed spełnieniem swego obowiązku!
 — Boże! mój Boże! — jąkała Joanna, załamując ręce z rozpacza. — Och! ta wojna przeklęta!... Pojmuję, że stanąć powinieneś wraz z innemi, na obronę ojczyzny, ale to nazbyt okrutne... to straszne! Wydzierać żonie męża, ojca dziecięciu i wysyłać go na śmierć niechybną. A jakaż przyszłość dla pozostałych tych wdów i sierot? Czyliż pomyślał kto o tem?
   Proszę cię raz jeszcze — mówił Paweł — nie zaprzątaj sobie głowy czarnemi myślami.
 — Ach! gdybym mogła je odegnać! gdybym zdołała. Ale niemogę... niemogę!
 Tu zamilkła, opuściwszy głowę.
 — Ha! znalazłby się może sposób — zaczęła po chwili — gdybyś chciał uczynić zadość mej prośbie.
 — Jeżeli tylko nie chodzi o złożenie broni i dezercyą, rozkazuj! Posłusznym ci będę.
[ 109 ] — Nie! nie! prosić cię nie chcę o uchronienie się od wzięcia udziału w potyczce, bo widzę, że to nadaremne. O coś innego tu chodzi.
 — O cóż więc?
 — Pragnę gorąco ażeby...
 — Ażeby? — Powtórzył Paweł, wpatrując się w żonę.
 — Ażebyśmy poszli do kościoła świętego Ambrożego i prosili księdza d’Areynes o odprawienie mszy na twoją intencyę.
 — Doskonale! oto myśl świetna! — zawołała matka Weronika.
 Paweł szybkim rzutem oka spojrzał na swój oddział, stojący pod bronią, gotów do wymarszu.
 — Czy jednak będę miał czas na to? — odrzekł.
 — Jak prędko wyruszycie?
 — Niewiem.
 — A więc zapytaj.
 Jednocześnie dał się słyszeć ochrypły głos sierżanta Duplat:
 — Gwardzista, Paweł Rivat!
 — Wołają ciebie-wyszepnęła drżąc Joanna. Miałżebyś odejść? o! Boże!
 — Hej! Paweł Rivat! — powtórzył głośniej Duplat.
 Paweł zbliżył się ku niemu, a za nim żona i Weronika.
 — Jestem, sierżancie — odrzekł.
 — Co znaczy podobne lekceważenie obowiązku? — wykrzyknął Duplat surowo. — Przywołuję ciebie od dziesięciu minut, a ty gawędzisz z kobietami, zamiast stać pod bronią, w szeregu. Otrzymałeś swoją część żywności?
 — Otrzymałem.
 — Należy się tobie jeszcze żołd za dwa dni ubiegłe. Oto trzy franki.
 — Dziękuję sierżancie. A teraz będę cię jeszcze o coś prosił.
 — Cóż takiego?
 — Drobnostka, chciałbym się dowiedzieć, jak prędko wyruszymy?
 — A gdyby ciebie o to zapytano. cóżbyś odpowiedział?
 — Że niewiem.
[ 110 ] — A więc ja tobie też samą odpowiedź dać mogę. Zresztą, skoro nadejdzie chwila do wymarszu, będziesz o tem wiedział.
 — Radbym wiedzieć wcześniej, ponieważ chciałem się wydalić na kilka chwil.
 — Wydalić się?...
 — Cóż masz tak ważnego do załatwienia?
 — Chciałbym pójść do kościoła św. Ambrożego.
 — Ha! ha! do kościoła! — zaśmiał szyderczo Duplat. — Pan gwardzista chce otrzymać księże błogosławieństwo, za nim prusacy rozmiażdżą mu głowę!
 — Tak mi się podoba! Moje osobiste sprawy nie obchodzą nikogo! — odrzekł Paweł niecierpliwie.
 — Doprawdy? A więc i ja także robię co mi się podoba, a podoba mi się nie udzielić ci żądanego pozwolenia!
 Paweł pobladł z gniewu.
 — Odmawiasz więc, odmawiasz? — krzyknął podniesionym głosem.
 Gilbert Rollin stojący o kilka kroków od miejsca sprzeczki, odbierający raport od porucznika, obrócił się, usłyszawszy głośną zwadę między Duplat’em i Pawłem Rivat.
 — Co się stało? — zapytał.
 — O! nie na długo, upewniam.
 Sierżant chciał przemówić, lecz uprzedziła go Joanna, biegnąc ku kapitanowi.
 — Otóż o co chodzi, panie — mówiła, stając przed Gilbertem. — Mój mąż, Paweł Rivat, prosił sierżanta by mu pozwolił udać się na kilka minut do kościoła, zanim bataljon wyruszy w drogę. Sierżant Duplat odmówił pozwolenia, obrzucając go szyderstwem i obelgami. Każdy ma swoje wierzenia, panie. Wszak to nie przeszkadza nikomu? Mój mąż, udaje się na pole bitwy. Zanim stanie w ogniu, chciałam, aby wraz ze mną wysłuchał Mszy świętej w kościele, gdzie zaślubieni sobie zostaliśmy.
 — I gdzie bez wątpienia każecie ochrzcić malca, który już na świat wygląda zaśmiał się szyderczo Duplat, wskazując na poważną postać Joanny.
 — Nie do pana mówię, ale do kapitana, jako dowódzcy mojego męża. Milczeć więc proszę — zawołała młoda kobieta, obrzucając sierżanta wzgardliwem spojrzeniem.
[ 111 ] — Tak! niemasz prawa zabierać głosu w tej sprawie panie sierżancie — dodała matka Weronika, choćby z przyczyny, że ten twój głos nie jest wcale przyjemnym. Tętni on fałszywie jak rozbity garnek! Ha! w dzielnicy świętego Ambrożego, znają cię dobrze, panie Serwacy Duplat! Wiedzą, ile wart jesteś... i dziwią się, a między niemi ja pierwsza, że pozwolono ci założyć na ramiona galony dostawcy sierżanta. Pilnuj spraw swoich, a nie wtrącaj się do cudzych.
 — Milcz stara bigotko!-zawołał z wściekłością Duplat.
 Matka Weronika powściągnąć języka nie umiała.
 — Takie, jak my bigotki, warte więcej w jednym swym calu, niż istoty tobie podobne w całej osobie! — odparła z zawiścią.
 — Milczenie! zakomenderował Gilbert Rollin — Idź, gdzie chcesz, Pawle Rivat — dodał, zwracając się do męża Joanny. Wyruszymy ztąd w południe, a teraz dopiero dziesiąta. O wpół do dwunastej, bądź obecnym na appel.
 — Dziękuję, kapitanie.
 — I ja dziękuje zarówno rzekła Joanna odchodząc wraz z mężem.
 — Ha! widzisz, panie sierżancie, obeszło się bez waszego pozwolenia! — zaśmiała się matka Weronika, szyderczo spoglądając na Duplata.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false