Loreley
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Loreley |
Pochodzenie | Połów gwiazd, cykl Połów gwiazd |
Data wydania | 1908 |
Wydawnictwo | Księgarnia H. Altenberga |
Druk | Drukarnia „Słowa Polskiego“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały cykl Cały tomik |
Indeks stron |
LORELEY.
Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek,
Uplotłem sobie sieć złocistą:
Minstrel uparty zapatrzony w ganek,
Wydzwaniający piosnkę płomienistą,
Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek.
Rycerz płomienny nie schodzący z szranek,
Zakuty w zbroi srebro blach i miedź,
Uplotłem sobie złotą sieć
Z włosów niewiernych mych kochanek.
Śmiechem mnie ima apostolska szatą
Ciąży u sieci mej złocistej ołów,
Spada mi z ramion moja sieć bogata,
Idę na połów!
Rzuciłem wszystkie nocne ćmy — minstrele,
I cichym krokiem, z udaną powagą,
Idę zarzucać mą sieć na topiele:
Może wyłowię jaką nimfę nagą,
I w podarunku dam przyjacielowi,
Który maluje nimfy...
Moze oto
Skarby wyłowię siecią moją złotą:
Muszlę przeczystą z przeogromną perłą,
Zwłoki królewny, koronę i berło;
Harfę, na której grają senne fale,
Srebro fal rannych, wieczornych opale;
Te stosy złota, które słońcu kradnie
Rój nimf, gdy słonce z falą się kołysze, —
Może sieć moja znajdzie w głębi, na dnie,
Spokój umarły i śmiertelną ciszę...
Sieć ma rozewrze oczu swych tysiące,
Bezdenne oczy w złocistej oprawie,
Ramiona swoje wyciągnie chłonące,
Tysiącramienny polip na obławie —
I złowi ciszę, zielonego trupa...
(Raz ją był mędrzec utopił szalony,
By uciszyła wklęte w topiel dzwony).
Chodźmy na połów gwiazd! Złocisty połów
Siecią złocistą! A któryż z rybaków
Nie chciał wyławiać gwiazd z niebieskich szlaków?
Pójdź, sieci rzucim...
Na połów! Na połów!
[ 31 ]
Błogosławione nadzieje rybacze
I trud tak ciężki, jak u sieci ołów,
I mozół wielki, największy z mozołów,
I niestrudzeni ci gwiazd poławiacze.
Gwiazd nie dosięgniem, obłąkańcy gwiezdni,
Lecz ich złociste powstrzymam pochody:
Siecią wyłowię księżyc z wodnej bezdni,
Siecią wyłowię gwiazdy z cichej wody.
Ho! Ho! Sieć rzucam...
Zaczyna się połów:
Tysiącem oczu patrzy złota sieć,
W ręku zaciężył mi mej sieci ołów,
Co ją pociągnie w przepaść i zatopi...
Nie zerwie mi się, wszak nie jest z konopi
Złocista moja sieć.
Ty siądź na skale: będziesz Loreley!
Perukę złotą weź i harfę w ręce,
(Musisz złociste włosy mieć).
A potem graj, tak cudnie graj,
Bym mógł uwierzyć, ze płynę i płynę,
Z siecią złocistą na wir i głębinę,
By mi się zdało, żem jest w wielkiej męce,
O, Loreley!...
Ho! Ho! Sieć rzucam...
Ty śpiewaj i graj!
Gwiazdy nie słyszą, drzemią... gwiazdy drzemią...
Czuwają tylko tamte, ponad ziemią.
Topi się cicho moja sieć i zdradnie,
Tysiącem oczu patrzy, dłonie kładnie
Na topiel... Przebóg! cicho! — Od niebiosów
Upadła w tonie gwiazdą co dojrzała
Zamiarów naszych, nocnych gwiazd złodziei,
I teraz na dnie tajnie wieści losów.
Patrzmy: wnet ujrzym wir gwiezdnej zawiei,
Jak ryb spłoszonych stado, gwiezdne roje...
Niech zmilkną usta i twoje i moje.
Skryj się! Zbyt twarzą swoją świecisz jasną,
Gwiazdy nas ujrzą, przyczają się, zgasną,
W zielska się wodne skryją, zamkną oczy,
Nie dojrzym w toni...
Toń się dziwnie mroczy...
Przez miłość!... Na dnie ktoś uderzył w dzwony...
Och, jakże dzwoni...
Jak dzwoni...
Jak dzwoni...
Ho! Ho! Już sieć zapadła w głąb,
Już tylko widać brzeg złocony,
I złoty tylko widać sznur...
Muzykę zacznij... teraz graj...
Udawaj, ze mnie wabisz w wir,
O, Loreley...
O, Loreley!...
Komedyę gram, ubrany w kir.
Udaję z duszą straszny spór,
A ty mnie wabisz, wabisz w wir...
O, jak sieć moja plącze się i mota,
O, gwiazdy! gwiazdy!
A topiel cala tak się stała złota,
Jakby się gwiazdy rozpłynęły moje,
Jakgdyby w topiel biły złote zdroje.
Szarpnąłem sieć: ujęła coś w swe sznury,
Chwyciła z mocy wszystkiej, żem wyprężył
Ramiona — szarpnął, — i łup mój zwyciężył.
To wieże były kryształowe pewnie,
A sieć chwyciła te zaklęte mury, —
Pałace może zwaliłem królewnie.
Wlecze sieć moja kilka nenufarów,
Tryumfy mnogie gdzieś z bezdennych jarów...
I plon mozołów.
Dobyłem sieć na suchy brzegu skraj, —
Zdejm już perukę, dobra Loreley,
Skończony połów...
Wszakże ci piękna była ma wyprawa
Na połów gwiazd, choć mi nie stroją głowy!
Piękne jest to, co z siebie nic nie dawa,
I piękny był mój mozól syzyfowy.
I tęsknić będę do tego połowu:
Choć obłąkanie w tem jest — są nadzieje...
Przeto naprawię sieci, gdy zadnieje,
I pójdę łowić senne gwiazdy znowu.
Żegnaj mi, Piękna moja!... Idę dalej,
Łaskawszej szukać do połowu fali.
Loreley dobra! Okryj się żałobą,
I nie płacz...
Pan Bóg... och, nie! — Heine z tobą!...
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |