Jump to content

Mały/Część druga/III

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Mały
Wydawca Wydawnictwo „Bibljoteki Groszowej”
Data wydania 1926
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Górska
Tytuł oryginalny Le Petit Chose
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 160 ]

III.
Moja „matka“

 Kubuś skończył swoją Odysseę, teraz kolej na mnie. Ogień, dogasający na kominku, daremnie miga na nas: — „Idźcie już spać, dzieci!“ — Świece daremnie nawołują: — A do łóżek! wypaliłyśmy się na ogarki“.
 — Nikt was nie słucha — odpowiada Kubuś i trwamy tak dalej.
 Rozumiecie przecież, że to, co opowiadam Kubusiowi, jest dla niego wysoce zajmujące. To życie Małego w kolegjum w Sarlande, smutne życie, jak sobie zapewne czytelnik przypomina. Dzieci, brzydkie i okrutne, prześladowania, nienawiść, upokorzenia; wiecznie zagniewane klucze pana Viot; mała izdebka na poddaszu, w której dusiłem się, jak ptak w klatce; zdrady, przepłakane noce, a także — bo [ 161 ]Kubuś jest taki dobry, że można mu powiedzieć wszystko — hulanki u Barbette’a absynt, w towarzystwie podoficerów, długi, upadek moralny, jednem słowem wszystko aż do samobójstwa i — straszna przepowiednia księdza Germane: — „Ty całe życie będziesz dzieckiem“.
 Z łokciami na stole, z głową, wspartą na rękach Kubuś wysłuchuje mojej spowiedzi do końca, nie przerywając ani razu... Widzę, jak chwilami wstrząsa się i mówi półgłosem: — „Biedny malec, biedny malec!“
 Gdy skończyłem, wstaje, bierze mnie za ręce i mówi łagodnie, wzruszonym głosem:
 — Ksiądz Germane miał słuszność; widzisz, Danku, ty jesteś małe dziecko, nie umiesz pokierować sobą w życiu i dobrze, że schroniłeś się do mnie. Od dziś dnia jesteś nietylko moim bratem, ale i moim synem, a ponieważ matka daleko, więc ja ci ją zastąpią. Czy chcesz, Danku, powiedz? Czy chcesz abym był twoją „matką“? Nie będę ci się naprzykszał zanadto, zobaczysz. Czego chcę jedynie, to tego, abyś mi pozwolił iść razem ze sobą i trzymać cię za rękę. Wówczas będziesz mógł być spokojny i będziesz mógł patrzeć życiu w oczy, jak człowiek dojrzały; nie pożre cię ono.
 Zamiast odpowiedzi, rzucam mu się na szyję.
 — O Kubusiu — matko, jakiś ty dobry! — I zaczy namrzewnie płakać, nie mogę się uspokoić, zupełnie jak dawny Kubuś z Lionu. Kubuś teraźniejszy nie płacze bowiem nigdy: źródło wyschło, jak się wyraża. Cokolwiek go spotka, on już nigdy płakał, nie będzie.
[ 162 ] W tej chwili bije godzina siódma. Szyby różowieją. Blade drżące smugi światła przenikają do pokoju.
 — Ot i poranek — mówi Kubuś — czas się położyć. Kładź się prędko... bardzo ci się pewnie spać chce.
 — A ty, Kubusiu?
 — O ja nie jestem rozbity dwudniową jazdą... Po za tem, zanim pójdę do markiza, muszę odnieść parę książek do czytelni, nie mam ani chwili czasu... wiesz, że d’Haequeville nie żartuje... Wrócę dziś o ósmej. A ty jak wypoczniesz, przejdź się trochę po mieście, ale pamiętaj...
 I „matka“ zaczyna mi dawać całe mnóstwo przestróg, bardzo ważnych dla takiego nowicjusza, jak ja; na nieszczęście, w czasie kiedy on mówił, ja rozciągnąłem się na łóżku i choć jeszcze nie spałem, myśli plątały mi się jednak trochę. Znużenie, pasztet, łzy... Już zasypiam. Jak przez mgłę słyszę, że ktoś mówi mi o restauracji wpobliżu, o pieniądzach w kamizelce, o mostach i bulwarach, którędy trzeba przechodzić, o policjantach, do których należy się zwracać po wskazówki i o dzwonnicy St. Germain de Près, jako wytycznej. W półśnie najsilniej wraża mi się w pamięć owa dzwonnica St. Germain. Widzę jedną, dwie, trzy, dziesięć dzwonnic, ustawionych dokoła mojego łóżka, niby słupy przydrożne. Między temi dzwonnicami ktoś krąży po pokoju, dokłada ognia, zasłania okna, potem zbliża się do mnie i nasuwa mi płaszcz na nogi; całuje mnie w czoło i odchodzi powoli — słyszę jak drzwi skrzypią.
 Spałem od kilku godzin i byłbym chyba spał do powrotu Kubusia, gdyby mnie znienacka nie zbudził dźwięk dzwonu. Był to dzwon Sarlande, ten okropny [ 163 ]żelazny dzwon, który tak samo jak dawniej dzwonił: „Dziń, dziń! zbudźcie się! dziń dziń! wstawajcie!“ Jednym susem znalazłem się na środku pokoju i już otwierałem usta, by krzyknąć: — „Dalej, panowie, wstawać!“. Gdy spostrzegłem, że jestem u Kubusia, wybuchnąłem śmiechem i zacząłem tańczyć po pokoju. To, co wziąłem za dzwon z Sarlande, był to dzwon sąsiedniego warsztatu, o dźwięku równie suchym i bezlitosnym jak tamten, tylko że tamten bodaj miał ton jeszcze zjadliwszy, bardziej nieugięty. Na szczęście był o dwieście mil ode mnie; mógł sobie dzwonić, jak najgłośniej — nie usłyszę go już.
 Podszedłem do okna i otworzyłem je. Byłem prawie pewien, że tam, wdole, zobaczę znów dziedziniec o wielkich, smutnych drzewach i przemykającego się pod murem jegomościa z kluczami...
 W chwili, gdy otwierałem okno zegary zewsząd poczęły bić dwunastą. Przysadzista wieża St. Germain wybiła pierwsza dwanaście uderzeń na Anioł Pański, tuż prawie nad mojem uchem. Przez otwarte okno głośne, ciężkie tony spadały trójkami, wpadając, pękały, niby dźwięczne bańki i napełniały muzyką cały pokój. Na Angelus i z St. Germain ozwały się wraz inne zegary na różne tony... W dole grzmiał niewidzialny Paryż. Postałem tak chwilę przy oknie, przyglądając się połyskującym w słońcu kopułom, wieżycom, dachom, potem nagle, gdy tak wsłuchiwałem się w szum miasta, który się ku mnie wznosił, wzięła mnie nieprzeparta ochota zanurzenia się, utonięcia w tym rozgwarze, w tym tłumie, w tem życiu i jago namiętnościach. Powiedziałem sobie: — „Idźmy zobaczyć Paryż!“


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false