I to „udawanie“, to noszenie hardej, nieco nawet cynicznej maski stało mu się potrzebą i na późniejsze lata. Poeta jeszcze dziś tę maskę nosi i to nie tylko w życiu, ale i w swych utworach.
Niejednokrotnie może się w pierwszej chwili zdawać, że jedynym celem jego dzieł jest jeno senzacja i jeno chęć „épater les bourgeois“, — ale to błędne, powierzchowne wrażenie, bo te wszystkie nieraz mocno drażniące jaskrawości w jego utworach, to właśnie tylko maska, która mu ułatwia przemycać w handel modnemi książkami prawdziwą poezję.
Rozdział: czasy uniwersyteckie w Berlinie i Bonn, a po ukończeniu praw krótkotrwała praktyka sądowa, w sąsiedztwie swego rodzinnego Düsseldorfu, w Neuss, to szare, szablonowe kartki w życiu Ewersa. Ot studja, które go nie rozgrzewały, „menzury“ i „bummel“ w „burszenszafcie“ Normania, a potem „gdera“ szef, któryby niejedną omyłkę prawniczą wybaczył młodemu „referendarzowi“, gdyby on tylko nieco lepiej grał w „taroka“ — i nic,