nic: pustynia duchowa, zrzadka jeno przerwana jakimś wierszykiem, napisanym przez przyszłego poetę na wzór Beaudelaire’a, Verlaine’a, lub Heinego.
Natomiast następny rozdział, to przełomowy w życiu Ewersa: wytrąca go pośrednio z karjery urzędniczej, poetę z niego czyni i tragedję w duszę jego wkłada na całe życie.
Rozdziałowi temu można dać tytuł: Lili.
Kto to Lili?
Mała blondynowa, różanna, sąsiadeczka, której przeznaczeniem było: rozpalić w mgłami nieświadomości zasnutem sercu poety pierwsze ognie miłości. Czy się pobrali, jak to się zwykle zdarza w potulnych powieściach i komedjach? — Nie. Zaledwie pół roku uśmiechała się do zapaleńca Heinza zdradliwa kotka, kokietka, a potem, potem — uśmiechała się do innego... i z tym innym skończyło się, jak się to kończy zazwyczaj w potulnych powieściach — ślubem.
I dobrze się stało: wprawdzie serce Heinza omal z żalu nie pękło, ale za to gorycz zawodu i za-