chusteczką koronkową na srebrnych włosach — w pełnem świetle księżycvwem. Siedziała bez ruchu.
Potem ujrzałem nagle starą miotłę opartą o fotel. Nie mogłem pojąć, skąd się tam dostała — ale była tam. Przetarłem ręką oczy — potem wstałem, poszedłem do niej, uchwyciłem miotłę obiema rękoma, by się całkowicie przekonać. Przed nią na stole zauważyłem małą okrągłą puszkę; otworzyłem ją: była w niej zielona maść. Powoli wróciłem na swe miejsce.
Potem widziałem, jak matka podniosła obie ręce, jak zdjęła z głowy chustkę koronkową. Jak wyciągnęła szpilki z włosów, jedną po drugiej; jak włosy w nieładzie spadły. Uchwyciła miotłę, otworzyła małą puszkę — i zieloną maścią nasmarowała miotłę. Nie wiem, jak się to stało — ale teraz na niem siedziała, jeździła, uniosła się w górę, wyleciała otwartem oknem.
Słyszałem głos jej wołający:
„Dalejże, dalej! Hallo, pod górę, nie stawać nigdzie!“
I widziałem, jak jeździła przez powietrze.
Były tam inne, jeździły na miotłach i cęgach — lecz były też chmury i obłoki, tak, że nie mogłem ich rozpoznać dokładnie.